Gdybym od "Przez" zaczynała poznawać twórczość Zośki Papużanki, to na tym zakończyłabym zainteresowanie autorką. Na szczęście mam za sobą zachwyt debiutancką "Szopką", aprobatę dla poświęconego problemowi opieki nad niepełnosprawnym dzieckiem "Onego" oraz pozytywny odbiór zbioru opowiadań "Świat dla ciebie zrobiłem". W każdym z tych utworów znajdowałam ważne problemy, wyraziste, choć, bywało, kontrowersyjne postaci opisywane stylem rozpoznawalnym i niepowtarzalnym.
Po takim doświadczeniu czytelniczym do nowej powieści Papużanki przystąpiłam z entuzjazmem i zaciekawieniem. Z początku wydawało się, że będzie to (kolejna?) historia stalkingu, a stalkerem miałby być instalujący się w wynajmowanym na strzeżonym osiedlu mieszkaniu główny bohater i narrator jednocześnie -artysta(?), pasjonat fotografowania. Autorka umieszcza nas w jego głowie, bo świat oglądamy tylko z jego perspektywy. I szybko dojdziemy do wniosku, że bohater to osoba dziwna, jeśli nie po prostu niezrównoważona psychicznie. Pięć lat temu z niewiadomych powodów opuścił swój dom i żonę (obfotografowywaną namiętnie), teraz wrócił, by z ukrycia... nadal ją fotografować. Niemal 300 stron tekstu jest drobiazgowym zapisem chaosu myśli i zachowań bohatera w przeszłości i w ciągu kilku dni bieżącej akcji, który niewiele wyjaśnia... aż do ostatniej kropki. Zamiast zagadki kryminalnej otrzymaliśmy rozterki egzystencjalne? Może zainteresowałyby mnie w epoce "ciepłej wody w kranie", ale nie w dobie koronawirusa.
Niemniej kolejnego dzieła Papużanki będę wyglądać ( i my też), bo to rasowa pisarka.
- Bogumiła Wiśniewska