(…) więc ja chciałbym twoje serce
ocalić od zapomnienia

(Fragment piosenki Marka Grechuty „Ocalić od zapomnienia”.

 
    Samotność, odrzucenie, tolerancja, tęsknota, miłość, wdzięczność… Te słowa tak często występują we współczesnej kulturze, że prawie zatraciły już swe pierwotne znaczenie, stając się pustymi wyrazami, dźwięczącymi niby „miedź brzęcząca albo cymbał brzmiący”. Ich głębię ponownie odkrywa Eric-Emmanuel Schmitt w swej niedługiej, ale pięknej powieści „Dziecko Noego”, wydanej w Polsce nakładem Wydawnictwa Znak w 2005 roku.

    Autor światowej sławy bestsellera „Oskar i pani Róża” ponownie przekazuje nam obraz świata widzianego z punktu widzenia dziecka. Bohaterem książki jest Joseph – mały, żydowski chłopiec, którego w czasie II wojny światowej powierzono opiece katolickiego księdza Ponce’a. Duchowny, ryzykując własne życie, w „Żółtej Willi” (szkole nazywanej tak od koloru ścian budynku oraz barwy Gwiazdy Dawida) ukrywa żydowskie dzieci pośród katolickich, chroniąc je przed zagrożeniem niemieckiego antysemityzmu.
Mimo wojennej tematyki „Dziecko Noego” nie jest jednak kolejnym utworem opisującym zbrodnie hitlerowskie. Schmitt nie oskarża i nie usprawiedliwia żadnej ze stron konfliktu zbrojnego. Jest to zapewne z jednej strony spowodowane faktem, że w Belgii eksterminacja nie miała tak brutalnego przebiegu jak w Polsce, ale także charakterystycznym dla Schmitta skupieniem nie na rozgrywających się wydarzeniach, ale na psychice, uczuciach, wierze człowieka. Treść utworu dotyczy głównie osobistego dramatu Josepha, którego autor ukazuje jako zwykłego chłopca, nawet nie zdającego sobie sprawy ze swojej odrębności kulturowej. Jego dezorientacja wskutek nagłej zmiany warunków życia, doskwierające mu poczucie inności, tęsknota za rodzicami, wielka miłość i wdzięczność wobec ojca Ponce’a, strach o życie swoje i najbliższych, gotowość do poświęceń – to wszystko wzrusza głęboko czytelnika, budzi uśpione uczucia i daje poczucie nadziei na to, że niezależnie od sytuacji zawsze znajdzie się ktoś, kto będzie gotów pomóc drugiej osobie.
Taką postacią w utworze jest oczywiście ksiądz Ponce, którego możemy porównać z tytułowym Noem. Duchowny podejmuje się roli „kolekcjonera” zagrożonych cywilizacji, stara się „ocalić od zapomnienia” najcenniejsze zdobycze kultury judaistycznej. Odkrywamy, że to właśnie wielkie poświęcenie na rzecz małych Żydów świadczy o prawdziwej wartości jego wiary, a nawet człowieczeństwa. „Dziecko Noego”, podobnie jak „Pan Ibrahim i kwiaty Koranu” Schmitta, jest literackim apelem o tolerancję, o poszanowanie cudzych ideałów. Autor uczy nas kochać ludzi bez względu na ich wyznanie (lub jego brak, jak w przypadku przeklinającej aptekarki zwanej „Psiakrew”), dowodząc, że wszyscy jesteśmy wartościowi już przez sam fakt bycia człowiekiem (takim przez wielkie „C”). Każdy z nas jest doskonałym na swój sposób dzieckiem Boga, niezależnie od tego, jaką religię wyznaje, z którego kraju pochodzi i jaką tradycję podtrzymuje. Powieść francuskiego pisarza przekonuje nas, że iskierka dobra płonie we wszystkich ludzkich sercach, ale potrzeba wielkiej odwagi i determinacji, aby rozpalić ją w wielki płomień.
    Zaskakujące w „Dziecku Noego” (oraz we wszystkich innych utworach Erica-Emmanuela Schmitta) jest to, że wszystkie głębokie, uniwersalne treści autor przekazuje nam za pośrednictwem prostego, bezpośredniego języka, nie wpływa to jednak bynajmniej na obniżenie wartości artystycznej utworu. Przeciwnie – piękny w swej prostocie styl sprawia, że czyta się tę powieść jednym tchem, a czuje całym sercem. Jednocześnie należy pamiętać, że treść powieści stanowią wspomnienia z okresu dzieciństwa, toteż język narratora powinien współgrać (i rzeczywiście współgra) z dziecięcym postrzeganiem rzeczywistości.
    Cóż można by zarzucić „Dziecku Noego”? Niewątpliwie to, że książka jest za krótka, jej objętość nie przekracza bowiem 150 stron. Zaledwie czytelnik zdąży zapoznać się z bohaterami, a już przychodzi mu się z nimi żegnać. Schmitta znamy jednak głównie jako „mistrza krótkiej formy” (tylko „Kiedy byłem dziełem sztuki” – jedna z jego najnowszych powieści – znacznie przewyższa pozostałe utwory rozmiarami), który na przestrzeni niewielu stron potrafi perfekcyjnie zarysować akcję i zamknąć ją, tworząc pełną i bogatą (choć niedługą) opowieść. Nawiązując jednak do zakończenia, jest to, według mnie, jeden ze słabszych punktów utworu. Mimo iż nie jest tak przesłodzone i klasycznie amerykańskie w swej „happy-endowości” jak „Kiedy byłem dziełem sztuki”, można zarzucić mu brak realizmu i zbytni optymizm. Po dłuższym zastanowieniu doszłam jednak do wniosku, że taki koniec nie tylko jest możliwy, ale też wpływa na wydźwięk całej historii, która napełnia odbiorcę nadzieją na to, że jednak istnieje na świecie sprawiedliwość.
    Podczas gdy finał książki może wzbudzać wątpliwości, za bardzo udany uważam jej tytuł, nawiązujący do działalności księdza Ponce’a, oraz… okładkę polskiego wydania (arka ze skorupki orzecha, żagiel z liścia), które skłaniają do refleksji nad uniwersalnością biblijnej opowieści o potopie. Schmitt dowodzi, że każdy z nas może być Noem i uratować coś cennego, choćby przyszło mu przemierzać burzliwe wody potopu rzeczywistości na maleńkiej arce – ot, choćby wielkości orzecha włoskiego. Bo przecież wielki heroizm może dotyczyć najzwyklejszych, codziennych, małych spraw i nawet dziecko może być Noem (na przykład Joseph i jego koledzy z „Żółtej Willi”, którzy sami dla siebie byli wsparciem i ocaleniem). Najważniejsza jest walka wewnątrz człowieka – walka w obronie ideałów, szczególnie jeśli ideałem jest obrona cudzych wartości.
    „Dziecko Noego” to powieść wzruszająca ciepłem i głębią wartości ponadczasowych, takich jak wielka miłość do matki, dobroć wobec bliźniego, szacunek dla innych kultur… Myślę, że jest warta polecenia tym wszystkim, którzy wierzą albo chcą wierzyć w to, że w dzisiejszym świecie można być jeszcze dobrym człowiekiem. Jest to więc książka zarówno dla Josephów – małych i odrzuconych, czujących się w jakiś sposób gorszymi od innych ludzi (na przykład poprzez odmienność swej kultury), dla ojców Ponce’ów - współczesnych Noech, gotowych poświęcić własne życie, aby „ocalić coś od zapomnienia”, jak i dla zgryźliwych, zrzędliwych „Psiakrwi” – zadeklarowanych ateistów, w których piersiach biją serca tak gorące, że mogłyby roztopić górę lodową. A może przede wszystkim powinni tę powieść przeczytać ci wszyscy, którzy nie akceptują innych kultur, nie współczują cierpieniu drugiego człowieka, dążą do tego, aby niszczyć, a nie ratować (a takie osoby chyba zawsze były i będą, niezależnie od momentu w dziejach ludzkości) – im szczególnie polecam tę książkę z nadzieją, że doskonała w mym odczuciu powieść Schmitta otworzy im oczy na świat uczuć innych ludzi, tym samym stając się swoistą arką Noego, która uratuje człowieka przed nim samym.


Agnieszka Szpylma
członek DKK przy Wypożyczalni Głównej
WiMBP im.C. Norwida w Zielonej Górze

Fundusze Europejskie dla rozwoju Lubuskiego.
Projekt współfinansowany przez Unię Europejską ze środków Europejskiego Funduszu Rozwoju Regionalnego w ramach Lubuskiego Regionalnego Programu Operacyjnego na lata 2007-2013.