Dziwnym trafem losu cztery osoby spotykają się na szczycie wieżowca w Londynie. Są to ludzie z różnych środowisk, w różnym wieku, z różnymi problemami bytowymi. Jedni udręczeni
i zmęczeni życiem, inni niezrealizowani czy niedojrzali emocjonalnie - postanawiają popełnić samobójstwo. Jednak nieoczekiwana obecność pozostałych psuje im plany i postanawiają odroczyć wyrok na siebie do odwołania. I tak zaczyna się ich wspólna droga.
Generalnie nie przepadam za współczesną literaturą. Książka Nicka Hornby`ego nie zmieniła moich poglądów. Szczerze mówiąc miałam problem, ponieważ nie mogłam wyrobić sobie na jej temat jednoznacznego osądu. Nie jest to powieść do końca dobra, nie jest też zła, a już z całą pewnością nie jest nijaka. „Długa droga ...” ma trochę walorów, jak np. dowcip, lekkość. Jest wciągająca. Pozornie powierzchowna, bardzo luźna akcja sprawia wrażenie, że autor nie ma nic do powiedzenia czytelnikowi. To istotnie tylko pozór. W trakcie lektury wyłania się bardzo jasny, dosadny pogląd na temat ludzkiej egzystencji. Życie jest dokładnie takie, jakie jest. I tak należy je postrzegać. Bez upiększeń, bez owijania w bawełnę, bez stwarzania pozorów czegoś lepszego. Często jest szare, nieciekawe, często zmierza donikąd. Trzeba się z tym pogodzić i żyć dalej. Ważny jest dystans, a i dobrze zrozumieć, że ma się prawo do swoich 70., 80. lat. Oczywiście
z takim poglądem można się zgodzić lub nie.
Jest jednak coś co przeszkadzało mi w czytaniu, coś co powodowało wielki zgrzyt. Chodzi mi o ton książki, styl, słownictwo. Przede wszystkim ton nie przystawał do tematu. Rozważania na temat życia i śmierci są snute w sposób bardzo lekki, z ironią, farsowy i wulgarny. Brakowało mi
w tej pracy podejścia do tematu, jaki oferuje stara, poczciwa klasyka: T. Mann czy F. Dostojewski. Rozumiem, że słownictwo było zamierzone, użyte jako środek wyrazu. Miało wskazywać środowisko, oddać klimat, podążać za modą, bawić . I rzeczywiście książka odpręża, zapewnia wielką frajdę. Ale w równie doskonały sposób bawiłam się czytając wielkiego Trumana Capote`a, z tym że była to zabawa w o wiele lepszym stylu. Nie zostawiła niesmaku z racji ubogiego, nieeleganckiego i mało finezyjnego języka.
Lektura „Długiej drogi w dół” to rodzaj całkiem dobrej rozrywki, ale czy to w ogóle jest literatura? Dla mnie nie brzmi ona jak utwór literacki, a z pewnością nie ten gatunkowo dobry. Nie chciałabym, żeby ta książka i jej podobne na stałe weszły do naszego księgozbioru.
Danuta Jabłońska
DKK przy F. 1 WiMBP w Zielonej Górze