Pracę nad „Madame” Antoni Libera rozpoczął w styczniu 1982 r. Egzemplarz, który udało mi się przeczytać do końca, przyznam z ogromnym trudem ale z dużą satysfakcją, jest dodrukiem do wydania III przejrzanego z 2004 r. W 1998 r. Powieść została uhonorowana Główną Nagrodą w konkursie wydawnictwa Znak.

Ta cała chronologia jest potrzebna do tego, żeby uargumentować moją tezę, że jest to praca pisana wiele lat temu, ale poruszająca zagadnienia ponadczasowe. „Madame” jest powieścią bardzo aktualną, a ponadto odważną i życiową. Już w rozdziale pierwszym zatytułowanym „Dawniej to były czasy” pisarz określa się „ ... w latach pięćdziesiątych, „wielkimi epokami” były dla mnie, przede wszystkim czasy niedawnej wojny, a także – poprzedzające je lata trzydzieste. Te pierwsze jawiły mi się jako wiek heroicznych, wręcz tytanicznych zmagań, w których ważyły się losy świata”, a o latachpięćdziesiątych „... - był to okres koszmarny, czas jakiegoś zbiorowego obłędu, upadku i zbrodni, niemniej, właśnie przez tę skrajność, kazał się on widzieć jako czas wyjątkowy, zgoła niesamowity”, „... ruszyłem temat tabu. Dotknąłem samego nerwu trędowatego molocha – nacisnąłem gdzie boli ; sięgnąłem do korzeni”. Autor dotyka mnóstwa zagadnień i problemów, głównie PRL-u, począwszy właśnie od lat pięćdziesiątych aż do spotkania ze Smutnym Chłopcem. Mowa tu nie tylko o tych najważniejszych dziejowych i politycznych sprawach m.in. jak mechanizmy władzy i postawy ludności. Ale i tych najdrobniejszych, absurdalnych często mocno utrudniających życie nam Polakom. Na łamach książki mówi się też o oskarżeniu „komunistycznej Rosji o zarażenie Hiszpanii obłędem i destrukcją i cyniczne dążenie do klęski Republiki” oraz o dziesiątku innych spraw, które nie sposób choćby zasygnalizować ze względu na ich mnogość. „Madame” jest zatem również bogatym źródłem rzetelnej wiedzy na temat okresu w niej omawianego w Polsce i poza nią.

„Madame” ma formę powieściową, chociaż biorąc pod uwagę treść i zamysł autora powiedziałabym, że to kronika, dokument historyczny, czy nawet bibuła konspiracyjna. Jej lektura jest bardzo głębokim przeżyciem, poruszającym i niespokojnym, dlatego że dotyczy spraw, które z całą pewnością głęboko wrosły w naszą pamięć, gdyż zaistniały m.in. poprzez nasz bezpośredni udział. A także tych bieżących, o których życie już pisze drugi tom począwszy od półek sklepowych z octem, a skończywszy na chwili obecnej, kiedy nasze dzieci wyjeżdżają na Wyspy Brytyjskie. W grupie licznej, młodej emigracji znalazł się m.in. mój syn Mateusz z żoną Moniką i ich najdroższy przyjaciel Przemek. Świadomi jak w „Madame”że żyjemy „w bagnie i bzdurze, a może być lepiej”, „wiedzeni nadzieją i wiarą i jej (Madame) posłuszni : Deserte (uciekaj, wiej stąd, uchodź) zdecydowali się na ten niezwykle trudny krok.

To nie tylko książka o takich czy innych uczuciach do kraju. Mówi się tu sporo o młodzieńczym zauroczeniu kobietą, fascynacji muzyką, literaturą, a także bardziej przyziemnych tęsknotach do mniej siermiężnych warunków – wszak lepsze „Chanel od szarego mydła”. W tej części „Madame” była mi bardzo bliska, ponieważ niegdyś przeżywałam to samo. Dla mnie nie jest to zwyczajna książka do poczytania. Po trudach i troskach dnia codziennego w literaturze szukam raczej spokoju i harmonii, czasami nawet zapomnienia, a nie rozdzierania szat i otwierania ran. Mimo, że to utwór nie do końca dla mnie, jestem zadowolona, że w ogóle powstał. Mam nadzieję, że przeczytają go moje wnuki, jeżeli uda im się urodzić, gdzieś tam w Anglii. Może zdołają pojąć, dlaczego ich ojciec jest coraz dalej szarego mydła, ale i coraz dalej od domu.

Antoni Libera stworzył „rzecz” na bardzo wysokim poziomie. Na łamach książki pojawiają się wywody nie tylko z zakresu historii, polityki, ale i literatury, filozofii.  A są to rozważania wcale nie w podstawowym zakresie. Żeby w pełni i z większą świadomością uczestniczyć w odbiorze tej niewątpliwie niezwykłej i trudnej książki potrzebna jest wiedza trochę bardziej niż ogólna z każdej z wymienionych dziedzin. Często mi jej brakowało. A jak w całym tym zgiełku (czytaj natłoku) dywagacji i informacji ma się odnaleźć Koziołek Matołek?

Autor używa wielu zwrotów obcojęzycznych, stosuje nagminnie język francuski, co rodzi konieczność ciągłego sięgania do słownika i tłumaczeń.. To też nie ułatwia odbioru i sprawia, że nie jest to lektura do przeczytania „jednym tchem”. Na pewno nie jest to książka dla przeciętnego Jana Kowalskiego. Może się mylę, ale jako „amatorka” mogę sobie pozwolić na luksus błądzenia.

 

                                                                   Danuta Jabłońska

                                                                   DKK przy F.1 WiMBP w Zielonej Górze

Fundusze Europejskie dla rozwoju Lubuskiego.
Projekt współfinansowany przez Unię Europejską ze środków Europejskiego Funduszu Rozwoju Regionalnego w ramach Lubuskiego Regionalnego Programu Operacyjnego na lata 2007-2013.