W filmie pt. „K2”, pokazywanym na naszych ekranach, przedstawiono między innymi problem udzielenia pomocy partnerowi górskiej wspinaczki. Jeden z dwójki wspinaczy ulega wypadkowi. Łamie nogę. Drugi, z narażeniem własnego życia, pomaga mu w zejściu. Film kończy się „happyendem”.
Odyseja walki o przetrwanie dwóch innych partnerów rozpoczyna się, gdy po trzydniowej wędrówce na szczyt, jeden z nich wpada do głębokiej szczeliny i łamie nogę. Wspólnie walczą o przeżycie, dopóki ranny nie zwisa bezwładnie na linie, w pustce lodowej szczeliny. Partner nie ma już sił, aby wciągnąć kolegę do góry. Wobec perspektywy zamarznięcia przy kurczowym trzymaniu liny, bądź nieuchronnym ściągnięciem obu w przepaść, zdrowy mężczyzna decyduje się przeciąć łączącą ich linę. Poświęca życie przyjaciela, aby ratować własne.
Wspomniane wydarzenie miało miejsce w 1985r. w Andach peruwiańskich. Relacje obu wspinaczy przedstawił Joe Simpson w książce pt. „Dotknięcie pustki”. Nadmieniam, że autor jest właśnie tym, pozostawionym przez partnera w lodowej szczelinie. Wiosną 2004 r. na ekranach polskich kin, ukazał się film, oparty na w/w książce, pt. „Czekając na Joe”.
Leszek Cichy, jeden ze zdobywców Mount Everestu zimą, na pytanie, czy zostawiłby swojego partnera – Krzysztofa Wielickiego, gdyby ten nie mógł iść dalej, odpowiedział: „Musiałbym tak zrobić. Przyjacielowi trzeba pomóc, ale tylko wtedy, kiedy jest szansa, że chociaż tylko jeden przeżyje. W przeciwnym razie popełnia się zwykłe, głupie samobójstwo”.
Zapytany Krzysztof Wielicki, co o tym myśli, rzekł: „Wtedy się nie myśli. Wtedy się umiera. Gdybym myślał, to kazałbym mu iść. Gdybym go prosił o pomoc, to byłoby tak, jakbym go sam zabił”.
Słowa wypowiedziane przez obu zdobywców Mount Everestu zimą są okrutne, lecz prawdziwe. Może to się nam nie podobać, ale nie uzurpujmy sobie prawa do oceny zachowań ludzkich w sytuacjach ostatecznych. Zwłaszcza, gdy sami siedzimy w wygodnych fotelach, a góry znamy wyłącznie z widzenia.
Tam, wysoko w górach, granica obowiązku moralnego jest określona fizycznymi możliwościami człowieka. W strefie śmierci wysokogórskiej, powyżej 7.800 – 8.000 metrów, nikt nie jest w stanie wziąć na plecy towarzysza, który już przestał walczyć o życie i ponieść go w dół. Albo umrze z wysiłku, albo spadną razem. Pozostaje tylko tyle siły, aby ujść z życiem. Samemu! Słabszy jest wówczas skazany na śmierć.
Można podjąć nawet największe ryzyko, gdyby była nadzieja. Nawet cień nadziei, że może to uratować czyjeś życie. A gdy nadziei już nie ma? Gdy jest tylko narastające zagrożenie i zamiast dwóch ocalonych może być dwóch umarłych?
Nie podejmuję się dyktować drugiemu człowiekowi, gdzie ma przebiegać granica między nadzieją, a brakiem nadziei. Między głosem wewnętrznym, szepczącym - ratuj, a myślą – masz prawo odejść.
Nie każdy jednak musi z tego prawa skorzystać. Jeśli nie skorzysta – będzie to decyzja heroiczna, nie wynikająca z moralnego obowiązku. Bowiem przekroczenie granicy obowiązku i to za cenę własnego życia – jest istotą heroizmu. Jedno z dziesięciu przykazań mówi: kochaj bliźniego, jak siebie samego. Nie musisz kochać go więcej. Właśnie za tę nadwyżkę miłości zostaje się bohaterem.
Alpinistom znane są słowa Wawrzyńca Żuławskiego – „Nie opuszcza się przyjaciela, nawet jeśli jest tylko zmarzniętą bryłą”.
Ale w historii alpinizmu zanotowano bodajże tylko dwa przypadki, które można uznać za czyste poświęcenie:
  • Szerpa Gyali, który zmarł w 1934 r. na Nanga Parbat, do końca ogrzewając swym ciałem śmiertelnie wyczerpanego Willy'ego Merkla,
  • Hannerole Schmatz, która w 1979 r. nie chciała pozostawić samotnie, śmiertelnie osłabionego Ray'a Geneta. Decyzję tę przypłaciła życiem.
Uznany autorytet w świecie alpinistycznym, Andrzej Wilczkowski, powiedział, że piękno i wielkość alpinizmu wynika nie tylko z uroku pejzaży, realizacji stawianych sobie niezwykle trudnych zadań. Wynika ono również ze świadomego podejmowania ryzyka, że człowiek znajdzie się przed alternatywą wielkości i… łajdactwa. I wybierze – wielkość.Znajomi alpiniści mówili, że takie sytuacje śnią się im po nocach. Każdy z nich ma tę nadzieję, że nigdy nie stanie przed koniecznością takiego wyboru.

Na szczycie jestem mała i pokorna
Wobec wyniosłych gór,
A jednak potrzebna
Jak brakujący, niezbędny
element dziecięcej układanki.
Wtopiona w krajobraz trwam,
czuję bicie serca i oddech skał
wiatr rozwiewa moje włosy,
żyjemy razem.
Nie trzeba nas rozdzielać.
Danuta Filipowska
Lecz za to może Tobie właśnie będzie dane
W dzień pogodny, gdy skały lśnią w słońca powodzi,
Bosą stopą i gołą ręką pójść na ścianę,
Którą jeszcze nikt nigdy na szczyt nie wychodził.
Zofia Jabłońska – Erdmanowa

Danuta Filipowska
DKK przy Wypożyczalni Głównej
WiMBP im. C. Norwida w Zielonej Górze

Fundusze Europejskie dla rozwoju Lubuskiego.
Projekt współfinansowany przez Unię Europejską ze środków Europejskiego Funduszu Rozwoju Regionalnego w ramach Lubuskiego Regionalnego Programu Operacyjnego na lata 2007-2013.