Biorąc do ręki powieść Jacka Kerouaca „W drodze” miałam nadzieję, że poznam bliżej interesujący kontynent, jakim jest Ameryka. Szybko jednak przekonałam się, że autorem kierowała nie chęć pokazania światu swego kraju, ale problemów ludzi w nim mieszkających w pierwszych powojennych latach. W tym czasie ludność całego świata była „w drodze”, rzadko z własnego wyboru, wyjeżdżali lub byli wywożeni, uciekali i wracali, wielu z nas, podobnie jak bohaterowie powieści, odbywało podróż ze Wschodu swego dzieciństwa na Zachód swojej przyszłości. Był to czas migracji porównywalnej z okresem osadnictwa na kontynencie amerykańskim. Dlatego sądzę, że tytuł jest przenośnią, wprawdzie akcja dzieje się rzeczywiście w czasie przemieszczania się z miejsca na miejsce głównych bohaterów, ważniejsze jest jednak to, o czym rozmawiają, co przeżywają, skąd pochodzą i dokąd zdążają. Jeżdżą dużo i bardzo szybko, nie jest to więc turystyka lecz poszukiwanie. Czego? Może straconych lat i złudzeń, może swego miejsca w tym wielkim kraju, a może tylko przyjaciół i mocnych wrażeń? Znajdują wszystkiego po trochę. Dla nich droga, to życie. Wspominają czas swego dzieciństwa, rzadziej młodości i niewiele myślą o przyszłości. Żyją chwilą, korzystają ze swobody i prowadzą ze sobą niekończące się dysputy. W tak ogromnym kraju spotykają ciągle znajomych, pomieszkują u siebie, znają całe rodziny. Nie są to typowi przedstawiciele całego ówczesnego społeczeństwa amerykańskiego, na szczęście. Gdyby tak było, kraj ten nie stałby się takim mocarstwem, jakim jest dzisiaj. Ich zainteresowania bowiem są ograniczone, potrzeby skromne, a przedsiębiorczość żadna. Wprawdzie każdy z podróżników jest sympatyczny, mimo że nie ma nic, pomaga innym, prawie nikogo nie krzywdzi, tryska radością i optymizmem. Nie jest jednak kandydatem ani na partnera życiowego, ani na odpowiedzialnego pracownika, ani nawet na polityka. Tak, wiem, są to tzw. bitnicy, młodzi gniewni protestujący przeciw mieszczańskiej filozofii życia, ale są też uwikłani w sprawy innych. Napisałam, że nie krzywdzili prawie nikogo. Prawie, byli wszak ojcami, mężami i żonami, dobrowolnie przyjęli na siebie pewne obowiązki, i co? I fruuu w Amerykę, inny małżonek, kolejne dzieci..., co tam, żyje się raz! Na posterunku pozostały stare matki i ciotki. Każdy może żyć, jak mu się podoba, zaoponują niektórzy Oczywiście, szczególnie w demokratycznym kraju. Ja jednak stanowczo protestuję przeciwko upowszechnianiu takiego stylu życia! To jest zły przykład dla młodych naiwnych, wtedy czytających takie książki, a obecnie wpatrzonych w ekran telewizora. „Ale odjazd, też bym tak chciał.” „Świat idzie naprzód, nie możemy zostawać w tyle.” Przecież Ameryka była dla nas, tzn. dla mnie i moich znajomych CZYMŚ, żeby tak u nas kiedyś było, marzyliśmy. I doczekaliśmy się: wolności, demokracji, pełnych półek w marketach i nawet własnych bitowców, ale dlaczego nie wszystkich nas to cieszy? Może droga na życie opisana w powieści, to tylko jedna z dróg, może w Ameryce już wtedy były i inne drogi, mniej kręte i prowadzące do konkretnego celu? Demokracja, to także możliwość wyboru; wycieczki, książki i filmy pokazują nam, jak żyją inni, możemy z tych wzorców skorzystać, możemy je odrzucić. Sądzę, że autor, uczestnik tych eskapad, opowiadając o tej nędznej często egzystencji, chce przestrzec nas przed dotarciem w ten sposób do miejsca, gdzie ziemia się kończy i nie ma już gdzie iść, bo dalej jest tylko ocean.
J. Kerouac opisuje wszystko bardzo dokładnie, dla mnie - zbyt szczegółowo, trochę to nużące w czytaniu, tym bardziej, że problemy podróżnych powtarzają się. Dużo słów, mało treści. Znalazłam jednak w powieści bogaty przegląd typów amerykańskiej ulicy i dowcipne charakterystyki postaci: błędni Murzyni z kozimi bródkami, czarni jak pik; długowłosi sfatygowani hipsterzy, stare pustynne szczury, święci z brodą i w sandałach, itp. Jak wszędzie, była i tam taka grupa intelektualistów, a może nawet ciągle jest? Książka niewątpliwie poszerza nasze horyzonty, może niektórych nawet leczy z kompleksów. Napisana jest barwnie, zawiera wiele refleksji nad życiem. Kto chce, niech czyta; specjalnie nie polecam.
Janina Rujna
DKK przy F.1 WiMBP w Zielonej Górze

Fundusze Europejskie dla rozwoju Lubuskiego.
Projekt współfinansowany przez Unię Europejską ze środków Europejskiego Funduszu Rozwoju Regionalnego w ramach Lubuskiego Regionalnego Programu Operacyjnego na lata 2007-2013.