„Zła dziewczyna” Beaty Ostrowickiej to opowieść o człowieku naznaczonym piętnem zła; młodej kobiecie, która zostaje „tą złą”, a niesłuszną „etykietę” przykleja jej, bądź co bądź, bliska osoba - krewna. Właściwie śmiało można mówić w przypadku bohaterki o traumie – krzywdzie, która przyszła z zewnątrz i uwarunkowała jej życie. Wiem jak strasznie trudno wyzwolić się od niesprawiedliwości, sprawić, by jej skutki nie determinowały dalszych działań, by umieć stawić czoła poniżeniu. Usłyszałam kiedyś mądre zdanie, które pamiętam do dziś i pamiętać będę zawsze: „Reputacja jest tym, co inni wiedzą o tobie. Honor jest tym, co ty wiesz o sobie”.
Dorastająca bohaterka książki – Marcyśka, staje się niemalże dosłownie więźniem własnych marzeń. Pochodzi z wioski, chce studiować w Krakowie, dlatego musi mieszkać ze starą ciotką.

Ta mówi o niej nie inaczej jak „zła dziewczyna” i wciąż wymyśla nowe sposoby uprzykrzenia jej życia. Marcyśka nazywa w końcu ciotkę na własny użytek - „jędzą”. Jest upokarzana w domu krewnej do tego stopnia, że po jej śmierci nie chce przyjąć spadku, który ta jakimś cudem jej przekazuje. Część książki traktująca o relacjach pomiędzy „jędzą” a „złą dziewczyną”, tj. do chwili śmierci „jędzy”, jest niewspółmiernie niewielka w stosunku do reszty. To znakomity zabieg literacki, pokazujący, jak garstka złych czy dobrych doświadczeń może zadecydować o naszym życiu.
„Zła dziewczyna”, to książka o tym, że bywają ludzie źli; ludzie którzy dręczą, a mają czelność wmawiać ofierze, że są dręczeni. Ludzie, którzy sądzą, że cały świat dokoła jest zły, tylko oni są dobrzy. Ludzie, którzy ranią tak dotkliwie, że nie sposób się z poczucia zeszmacenia podnieść, zapomnieć, nie mówiąc o przebaczeniu. Marcyśka jest przykładem osoby zranionej i jednocześnie bardzo przekonującym przykładem losów, z labiryntu których straszliwie trudno znaleźć wyjście. Mam na myśli mądre, dobre wyjście - uwolnienie od demonów przeszłości. Czy można? Z pewnością z pomocą prawdziwych, życzliwych przyjaciół. Pytanie tylko – jak ich rozpoznać, mając takie, a nie inne doświadczenia; w warunkach, kiedy całym sobą tęskni się za czułością i akceptacją. Łatwo wtedy zaufać bezkrytycznie. O tym jest ta książka.
Serdecznie polecam! Warto przeczytać, nawet jeśli się nie miało takiej cioci -„jędzy” (na całe szczęście).
Agata Kosiak
bibliotekarz nadzorujący DKK dla młodzieży
w Nowej Soli

Fundusze Europejskie dla rozwoju Lubuskiego.
Projekt współfinansowany przez Unię Europejską ze środków Europejskiego Funduszu Rozwoju Regionalnego w ramach Lubuskiego Regionalnego Programu Operacyjnego na lata 2007-2013.