Tegoroczny wyjazd seminaryjny umożliwił nam Zarząd Oddziału SBP w Zielonej Górze, a pieczę nad całością trzymała przewodnicząca Oddziału, Beata Kowalska. 10 czerwca z Zielonej Góry wyruszyło 46 osób związanych z zawodem bibliotekarza. W seminarium udział wzięli pracownicy bibliotek terenowych, bibliotekarze „z sąsiedztwa”, czyli pracownicy Wojewódzkiej Biblioteki Pedagogicznej oraz pracownicy WiMBP w Zielonej Górze.
Pierwszym punktem w drodze do Zakopanego było zwiedzanie jednego z najpiękniejszych zamków w Polsce, w miejscowości Moszna, leżącej w połowie drogi z Krapkowic do Prudnika. Stuletni zespół pałacowo-parkowy wpisany jest do rejestru zabytków i stanowi obiekt o znaczeniu historycznym i artystycznym. Zamek może się poszczycić 365 komnatami i 99 wieżami oraz iglicami, które nadają tej budowli imponujący, wprost bajeczny wygląd. Wnętrza budynku także zrobiły na wszystkich duże wrażenie, podziwialiśmy m.in. pałacową bibliotekę (dawny „Pokój Pana”) ze wspaniałymi drzwiami weneckimi i misternymi witrażami okiennymi, salę balową, kaplicę, jadalnię z niezwykle bogatymi zdobieniami stiukowymi oraz oranżerię. Podczas spaceru po parku okalającym budowlę dały się słyszeć słowa ubolewania, że niezliczone ilości okazałych krzewów azalii i rododendronów przekwitły około tygodnia przed naszą wizytą. Pokrzepieni „małą czarną” w stylowej zamkowej kawiarni, udaliśmy się w dalszą podróż.
W Jaworznie zostaliśmy niezwykle ciepło przyjęci przez dyrektora Miejskiej Biblioteki Publicznej, Jacka Maro. Nie będę się rozpisywać na temat potrzeb, z których wyrósł ten obiekt, ani pięknych i przestronnych wnętrz, jakimi musi dziś dysponować każdy nowoczesny gmach użyteczności publicznej – podobne informacje można znaleźć choćby w internecie. Napiszę o uczuciu, które towarzyszyło mi od momentu przekroczenia progu tej instytucji, ponieważ to właśnie ono sprawia, że czytelnik wraca do biblioteki, że przesiaduje w niej całymi godzinami i wychodzi usatysfakcjonowany efektami swojej pracy. Zaraz po wejściu do głównego holu, ku ogólnej uciesze, powitał nas przyjemny aromat kawy, unoszący się nad maleńką bibliotecafé. Dyrektor oprowadził nas po poszczególnych działach, dostępu do których nie utrudniają żadne drzwi czy korytarze. Cała przestrzeń jest ukształtowana odpowiednim ustawieniem sprzętów i mebli bibliotecznych. Wykładzina skutecznie wygłusza wszelkie „urzędnicze” kroki, jest tu naprawdę przyjemnie cicho. Ogromne przeszklone ściany chwalą się kaskadami zieleni wierzb płaczących i świerków. Taki jest „widok za oknem” niemal każdego działu w bibliotece, która – paradoksalnie – jest umieszczona w centrum, zgiełku miejskiego nie odczuwa się tu jednak ani trochę. Jest to zasługa projektu budynku, który ma kształt trzech przenikających się kostek wkomponowanych w istniejący drzewostan. Dodając do tego odpowiednie narzędzia w postaci nowoczesnych pomieszczeń projekcyjno-multimedialnych, wszelkich urządzeń potrzebnych do pracy bibliotekarzom oraz czytelnikom (komputery, skanery, kserografy, rzutniki cyfrowe itp.), otrzymamy wymarzone miejsce do pracy. Dla wygody czytelników obiekt mieści także Bibliotekę Pedagogiczną.
Ranek w Zakopanem przywitał nas wymarzoną, słoneczną aurą. Wyruszyliśmy z pensjonatu w Olczy do Kuźnic, gdzie spotkaliśmy się z naszym przewodnikiem drem Tomaszem Skrzydłowskim, pracownikiem Tatrzańskiego Parku Narodowego. Dzięki niemu poznaliśmy ciekawą historię Kuźnic, a także heroicznych wysiłków tzw. Kurierów Tatrzańskich podczas II wojny światowej.
„Tutaj kończy się chleb, a zaczynają kamienie” – stare powiedzenie górali niewiele ma już dzisiaj wspólnego z rzeczywistością. Nawet pasterską kulturę można tu dziś nazwać „żywą cepelią”, tlącą się jedynie na potrzeby niezliczonej ilości turystów. To przemysł turystyczny jest siłą napędową tego miejsca. Wyruszyliśmy szlakiem przez Boczań do schroniska „Murowaniec” na Hali Gąsienicowej. Strome podejście brukowaną ścieżką nastręczyło niemało trudności, jednak trud wynagrodziły nam później piękne widoki na zachód w stronę Giewontu i Czerwonych Wierchów oraz na wschód w Dolinę Olczyską. Z Przełęczy między Kopami roztaczał się wspaniały, majestatyczny widok na skalne ściany Tatr Wysokich i na grań Orlej Perci, z wyraźną sylwetką Kościelca, Koziego Wierchu, Granatów i Żółtej Turni. Moment refleksji przeżywaliśmy niejednokrotnie, a szczególnie wyraźnie podczas mijania pomnika Mieczysława Karłowicza, który zginął w tym miejscu w 1909 r. porwany śnieżną lawiną. Oszołomieni widokiem, maszerowaliśmy dalej, aż osiągnęliśmy „Murowaniec”. Chwila na oddech i... ruszyliśmy na zdobywanie Czarnego Stawu Gąsienicowego. Imponujący widok okazał się wspaniałą nagrodą za trudy. W nieskazitelnej tafli jeziora przeglądały się majestatyczne i niewzruszone szczyty. Droga powrotna biegła przez Dolinę Jaworzynki, w której obserwowaliśmy niezwykłą szatę roślinną Tatr. Podziwialiśmy unikatowe endemity i piękne gatunki storczyków. Przez całą drogę żartowaliśmy na temat ewentualności „bliskiego spotkania” z niedźwiedziem. I spotkaliśmy niedźwiedzia, a nawet dwa! W dosyć dużej odległości od szlaku, na zboczu doliny, dojrzeliśmy piękną niedźwiedzicę z młodym. Widok pędzących dzikich niedźwiedzi na wolności nie ma sobie równych. Mieliśmy naprawdę wiele szczęścia.

Kolejny dzień przyniósł także sporo wrażeń. Po śniadaniu udaliśmy się do Niedzicy, aby w otoczeniu średniowiecznych murów warowni zatopić się w historii Spisza, sięgającej roku 1325. Po zwiedzeniu zamku i przylegającego do niego spichlerza (muzeum etnograficzne) udaliśmy się na przystań flisacką w Sromowcach Niżnych. Ponad 2 godziny płynęliśmy Dunajcem, podziwiając pienińskie szczyty wyrastające u brzegów rwącego nurtu (Trzy Korony, Sokolica, Siedem Mnichów na Golicy) wsłuchani w opowieści (mniej lub bardziej prawdziwe) i bajanie flisaków. Obserwowaliśmy reliktowe sosny rosnące w skalnych zboczach Pienin i rzadki w Polsce gatunek ptaka – bociana czarnego. Po przybiciu do brzegu pozostała tylko chwila na „rzut oka” na uzdrowisko w Szczawnicy Zdrój, po czym wyruszyliśmy do Zakopanego. „Czas wolny” był towarem deficytowym na seminarium, więc wszyscy wykorzystali ochoczo każdą jego minutę.
Poznawanie skarbów Słowacji rozpoczęliśmy następnego dnia pod przewodnictwem Jadwigi Trojan, kulturoznawcy z zawodu, a speleologa z zamiłowania. Na początek Jaskinia Bielska, jedna z wielu udostępnionych na Słowacji jaskiń. Urzekający labirynt podziemnych komnat, wypełniony przepięknymi formami naciekowymi, skalnymi wodospadami różnych kształtów i rozmiarów wraz z przepięknymi jeziorkami pagodowymi, tworzył fantastyczną, momentami baśniową scenerię. W drodze na Zamek Spiski pani Jaga przybliżyła nam kulturę i zwyczaje Słowaków. Wzniesiona na wapiennej skale Twierdza Spiska, jest jednym z najcenniejszych zabytków tej ziemi, a zarazem jednym z największych kompleksów zamkowych w Europie, co tłumaczy jej obecność na liście Unesco. Opuściwszy mury zamkowe, udaliśmy się do Lewoczy, perły wśród średniowiecznych miast Słowacji. Nie udało nam się zobaczyć wyczekiwanego ołtarza gotyckiego w kościele św. Jakuba, podziwialiśmy natomiast inne piękne dzieła jego autora – Pawła z Lewoczy.
Następnego dnia Janusz Lach, przewodnik tatrzański, wystawił na próbę naszą kondycję fizyczną. Było ciężko! Nie trzeba oczywiście dodawać, że wszyscy dali radę! Już w drodze przez Dolinę Jaworową dał się słyszeć okrzyk zachwytu nad widokiem ośnieżonego Lodowego w masywie Tatr Bielskich. Tatry widziane z tego miejsca robią wrażenie jeszcze bardziej spektakularnych niż z Zakopanego. Prawdziwy majestat tych gór mieliśmy jednak dopiero zobaczyć po osiągnięciu wysokości Skalnego Jeziora w masywie Łomnicy, gdzie dojechaliśmy kolejką gondolową. Nie kryliśmy rozczarowania, gdy w wyniku problemów technicznych, odwołany został wjazd na Łomnicki Szczyt. Ogrzewani południowym słońcem powędrowaliśmy magistralą tatrzańską przez zjawiskowe Wodospady Zimnej Wody do Hrebienoka. Następnie zjechaliśmy koleją torowo-linową do Starego Smokowca, uroczego uzdrowiska z piękną zabudową w stylu szwajcarskim. Cała przeprawa była dość trudna i wyczerpująca, jednak w pamięci pozostały nam spektakularne szczyty Tatr Słowackich, piękne widoki huczących wodospadów oraz przyjemnie rozleniwiająca atmosfera sennego Smokowca. Nieubłagany czas nie pozwolił nam zjeść – zachwalanego przez przewodnika – pstrąga u pani Zosi w „Bigosówce”. Po krótkiej sesji zdjęciowej przy Polanie Głodówka powróciliśmy do Zakopanego.
Ostatniego dnia seminarium, dzięki uprzejmości dyrektor Helenie Kupczak, zwiedziliśmy żywiecką „Siejbę” – tak właśnie nazywa się tu Żywiecką Bibliotekę Samorządową. Mieści się ona w najstarszym budynku w mieście, jest pełna zakamarków, korytarzy i małych pomieszczeń. W dobie wielkich przestrzeni i nowoczesnych rozwiązań architektonicznych taki opis nie świadczy może najkorzystniej, lecz bogata historia stojąca za tymi murami ma w sobie jakąś przyciągającą siłę. Biblioteka na pewno skorzystała, wybierając sobie na siedzibę to miejsce, co widać nawet w osobowości ludzi tam pracujących, choć i wrodzona dobroduszność ludzi gór pewnie nie pozostaje bez znaczenia. Dyrektor oprowadziła nas również po imponującej katedrze żywieckiej oraz remontowanym obecnie kompleksie zamkowym. Jak to zwykle bywa, brak czasu mocno uszczuplił naszą wizytę w Żywcu – a szkoda! Miasto naprawdę ma czym się pochwalić.
Tego dnia czekała na nas jeszcze Książnica Beskidzka. Dyrektor Bogdan Kocurek wraz z pracownikami opowiedzieli nam o działalności placówki oraz zadaniach, jakie przed sobą postawili. Zaprezentowali nam działy biblioteczne i zaproponowali „szybką rundę” po ulicach Bielska-Białej. Szczególnie imponującą budowlą okazał się zabytkowy neorenesansowy ratusz, budynek teatru wg projektu wiedeńskiego oraz wiele innych perełek architektury, w które obfituje to miasto. Późnym wieczorem, zmęczeni, ale niezwykle usatysfakcjonowani i pełni wrażeń dotarliśmy do Zielonej Góry.

 

Anna Urbaniak
Fotorelacja z seminarium wyjazdowego do Zakopanego

Fundusze Europejskie dla rozwoju Lubuskiego.
Projekt współfinansowany przez Unię Europejską ze środków Europejskiego Funduszu Rozwoju Regionalnego w ramach Lubuskiego Regionalnego Programu Operacyjnego na lata 2007-2013.