„Aby lepiej zrozumieć życie malarza, podążałem jego śladami...” napisał Derek Fell w apendyksie do swojej książki, pt.: „Kobiety w życiu van Gogha”. Droga wiodła od rodzinnej Holandii, przez Francję, gdzie van Gogh udoskonalił swój wyjątkowy styl artystyczny, aż po obrośnięte bluszczem drzewa w ogrodzie zakładu psychiatrycznego St. Paul w St.-Remy.
Urodzony w początkach drugiego półwiecza XIX wieku malarz „otrzymał imię Vincent po starszym bracie, który przyszedł na świat martwy dokładnie tego samego dnia rok wcześniej”. Fakt ten ciążył na całym życiu artysty. Był „dzieckiem zastępczym”. Był Vincentem, i jednocześnie nigdy nim dla swej matki nie był. Całe jego życie uwikłane w „kompleks Edypa” zbiegło na udowadnianiu sobie i innym, że jest coś wart. Jak się okazało jest wart bardzo wiele, szkoda, że przekonały się o tym dopiero następne pokolenia. Paradoksalnie, dzięki kobiecie - bratowej malarza, Jo.
Van Gogh wchodził w toksyczne relacje z kobietami. Były to uczucia nieodwzajemnione lub przeklęte. W każdym wypadku beznadziejne. Nie udało mu się stworzyć zdrowego, równorzędnego związku.
Psycholodzy uważają podobno, że mężczyźni, których przyciągają kobiety będące w trudnej sytuacji, mają niskie poczucie własnej wartości. Z tego powodu są przekonani, że występując w roli zbawcy, często krańcowo się poświęcając, dowiodą, że są warci bezgranicznej miłości, której bardzo pragną. Tacy wrażliwi mężczyźni nawiązują dysfunkcyjne relacje z kobietami, które zostały tak poważnie skrzywdzone, że ból z zatruwających je urazów jest zbyt głęboki, by jakikolwiek mężczyzna zdołał go złagodzić.
Losy tego wielkiego malarza impresjonisty, uwieńczone chorobą psychiczną i wreszcie samobójstwem, były rozpaczliwe w tęsknocie za rodziną, miłością, akceptacją. Chciał być - jak każdy człowiek - kochany i podziwiany. Pozostał taki w swej ujmującej twórczości. Szukając miłości i nie znajdując jej. Z korzyścią dla sztuki. Jak to bywa w przypadku geniuszu... Ostatecznie zwyciężył.
Fascynująca lektura dla wszystkich lubiących biografie, dzienniki, pamiętniki. I psychologię.
„Ktoś, kto dostrzegłby sposób myślenia Vincenta i to, jak bardzo pozostał sobą, mógłby napisać niezwykłą książkę.” - pisał brat malarza – Theo, w liście do matki z 8 września 1890 r., czyli tuż po tragicznej śmierci malarza.
Na korespondencji Vincenta van Gogha, głównie z ukochanym bratem, oparta jest ta przejmująca książka.
Skąd tyle barw w dziełach mistrza?
Agata Kosik
moderator DKK w Nowej Soli

Fundusze Europejskie dla rozwoju Lubuskiego.
Projekt współfinansowany przez Unię Europejską ze środków Europejskiego Funduszu Rozwoju Regionalnego w ramach Lubuskiego Regionalnego Programu Operacyjnego na lata 2007-2013.