Derek Fell – historyk sztuki i fotograf natury, napisał biografię malarza Vincenta van Gogha, autorką przekładu jest Magdalena Rabsztyn. Jest to książka tak ciężka, jak ciężkie było życie artysty. Jako podstawę psychologicznego uzasadnienia poczynań głównego bohatera przyjął autor korespondencję, listy pisane przez niego i do niego. Czy każdy wybitny człowiek musi się zmagać z tyloma trudnościami w życiu? Sądzę, że narażeni na to są przede wszystkim ludzie wrażliwi i myślący, ci, którzy wnikliwie obserwują swoje otoczenie i szukają uzasadnienia stosunku innych do swojej osoby. To ciężka przypadłość. Znacznie łatwiej byłoby przejść nad wszystkim do porządku dziennego, nie rozmyślać nad każdym skierowanym do siebie słowem i gestem. Czy można jednak dokonać wyboru w tej dziedzinie? To nie zależy od nas, to nasi najbliżsi – rodzice, wytyczaj kierunek i programują nasze życie. Zaopatrują nas w pewien zestaw genów, a później wytykają nam odstępstwa od wymarzonego przez siebie wzorca. A nie mogliby tak kochać nas bezwarunkowo? Widocznie nie. Potrafią tylko ci, którzy sami byli tak kochani.
Urodzony dokładnie rok po śmierci pierworodnego, ukochanego syna, otrzymał Vincent od rodziców imię po nim i rolę dziecka zastępczego. Start ten był dla niego dożywotnim wyrokiem za nie popełnione winy. Został odrzucony przez kobietę, która go urodziła, przez swoją matkę. Dało to początek kolejnym odrzuceniom, przez kobiety i przyjaciół. Autor biografii stara się uzasadnić tym odrzucaniem dolegliwości psychiczne van Gogha. Nader skrupulatnie rozważa słowa zawarte w listach, sugeruje np. że wzajemne stosunki van Gogha i doktora Gacheta nie były przyjacielskie. Natomiast w „Impresjonistach” Joanny Guze czytam, że dr Gachet skłonił malarza do pozostania w Auvers i przez dwa ostatnie miesiące jego życia nieustannie się nim opiekował, a nawet węglem i akwarelą wykonał rysunek „Vincent na łożu śmierci”. Podobnie rzecz się miała z Theo van Goghem, bratem malarza, którego, jak pisze J. Guze: „ten ewangeliczny męczennik zabijał przez kilkanaście lat, aż zabił go własną śmiercią”. Jak było naprawdę? Komu mamy wierzyć?
Sądzę, że przeciętnemu czytelnikowi, takiemu jak ja, niepotrzebna jest „prawdziwa prawda”, chętniej przeczytałabym ciekawą historię o tym, jak zdolny i wrażliwy malarz, pokonując brak miłości i akceptacji, tworzył arcydzieła, które do dzisiaj cieszą nasze oczy. Wszak reprodukcje jego „Słoneczników” ciągle jeszcze można spotkać na czołowych miejscach w mieszkaniach prywatnych i w biurach. Lubię czytać biografie sławnych ludzi, wolę jednak formę beletrystyczną niż naukową. Jestem w stanie zrozumieć, że usposobienie wyjątkowo uzdolnionego artysty różni się od usposobienia księgowego małego przedsiębiorstwa. Wielu znamy poetów, muzyków, malarzy i innych artystów, którzy żyli krótko i intensywnie, pozostawiając po sobie bogatą spuściznę. Nie podoba mi się grzebanie w prywatnej korespondencji, analizowanie każdego słowa i na tej podstawie tworzenie wizerunku twórcy. Niech jego dzieła mówią o nim. Skoro jednak autor umieścił w swojej książce te listy, przeczytałam je i uważam, że są wzorem epistolografii. Nawet nigdy nie wysłany, poplamiony krwią list do brata, jest stonowany i rozsądny, mimo że nie jest listem ostatnim, zawiera podsumowanie życia malarza: „...ryzykuję własnym życiem dla swej twórczości i kosztowało mnie to połowę rozumu.”. Cóż, ryzyko zawodowe.
Autor rzetelnie kreśli nam obraz van Gogha, stara się unikać bezpodstawnych stwierdzeń, być może teoretycy malarstwa będą mogli umieszczać tę książkę w bibliografii swoich opracowań. Ja jednak nie jestem nią zachwycona, z trudem ją przeczytałam i jeżeli komuś polecę, to jedynie znajomej studentce ASP, jako ostrzeżenie i kolejny instruktaż, jak patrzeć na dzieło malarskie. To zresztą przyda się również każdemu z nas, odświętnie odwiedzającemu muzea i poszerzy nasze widzenie świata. Sądzę, że Derek Fell nie jest pisarzem, jego styl jest surowy, brak mu lekkości, jest to lektura dla wąskiej grupy zainteresowanych tematem, kształcąca, ale stawiająca naszych ”Wielkich” w niezbyt korzystnym świetle. Bez tej wiedzy mogę się doskonale obejść. Vincent van Gogh pozostanie dla mnie zagubionym, pełnym altruizmu, niepraktycznym człowiekiem, ale przede wszystkim wielkim ARTYSTĄ.
Janina Rujna
DKK przy Filii nr 1 WiMBP im. C. Norwida w Zielonej Górze

Fundusze Europejskie dla rozwoju Lubuskiego.
Projekt współfinansowany przez Unię Europejską ze środków Europejskiego Funduszu Rozwoju Regionalnego w ramach Lubuskiego Regionalnego Programu Operacyjnego na lata 2007-2013.