Herta Muller, pisarka niełatwa. Noblistka. Jej powieść "Lis już wtedy był myśliwym" odebraliśmy pozytywnie, aczkolwiek czytanie jej nie należało do zbytniej przyjemności.
Dzieciństwo spędzone w Rumunii pod rządami dyktatorów, to sprawa traumatyczna, trudno się więc dziwić, ze pisarka wciąż drąży w tym kamieniu, dokopując się czego? Wspomnienia trawią, wytrawiają werniks duszy, osłabiają, czy dają siłę? - chciałoby się Hertę Miller zapytać.
Proza z gatunku obsesyjnych, człowiek chwyta się słomki słowa, zaklęcia, poszeptu, aby nie stracić rozsądku, aby móc jakoś funkcjonować, kochać, żyć.
Dziś Müller mówi, że wymyślanie rymów daje jej poczucie bezpieczeństwa, może się w nich zadomowić.
Za to jej powieści rozbijają poczucie jakiegokolwiek zadomowienia.
Są w ciągłej podróży, jak Żyd - wieczny tułacz, jak nomada, jak roje bakterii przenoszone z jednego samolotu na drugi.
Czytanie nieproste, w bólach jak przy porodzie, lecz pozostawiające głęboki ślad.
Warto więc spróbować wejść w skórę tego wrażliwego dziecka, jego oczami spojrzeć na strach, na pragnienie zanurzenia się w czystej, bezpiecznej wodzie.
DKK z Nowej Soli tę książkę z czystym sumieniem poleca!


Agata Wojtkowiak

Fundusze Europejskie dla rozwoju Lubuskiego.
Projekt współfinansowany przez Unię Europejską ze środków Europejskiego Funduszu Rozwoju Regionalnego w ramach Lubuskiego Regionalnego Programu Operacyjnego na lata 2007-2013.