203Zwykłe zakupy w jednym z marketów niedaleko mojego domu. Jak zawsze zatrzymuję się przy koszyku z tanią książką z zamiarem wyszperania czegoś dla mojego dziecka. Jednak tym razem nic nie wybrałam dla synka, ale w ostatniej chwili moją uwagę przykuł napis: W Paryżu. Zakochana. I w tarapatach. To jest to, pomyślałam. Osiem złotych, urocza okładka, więcej wolnego czasu niż zwykle i mój ukochany Paryż, który przechylił szalę (duże znaczenie miały też różowe litery). Biorę. Dawno nie kupowałam żadnego czytadła, takiego na chwilę, na jeden raz, o którym szybko zapomnę. Czytam sporo, ale ostatnimi czasy mniej dla samej przyjemności. Doba jest po prostu za krótka, więc muszę dokonywać wyborów. Mój Bartulko wyjątkowo wcześnie poszedł spać, więc położyłam się wygodnie z nowym nabytkiem i okryłam się mięciutkim kocem w panterkę (moim ulubionym zresztą). Czytałam do późnej nocy. Właściwie, gdybym nie musiała rano zajmować się dzieckiem, nie zmrużyłabym oka nie przeczytawszy ostatniego zdania. Jakże wielkie było moje zdumienie, że oto książka z cukierkową okładką, która miała być lekkim i przyjemnym umileniem czasu wolnego stanie się zwierciadłem, w którym znajdę odrobinę siebie, która sprawi, że moje myśli zatrzymają się przy niej na dłużej, że zmusi do refleksji.
Główna bohaterka to matka, kobieta pracująca, żyjąca z partnerem na kocią łapę w związku mniej lub bardziej udanym. Banalna historia? Nic z tych rzeczy.
"Mała Angielka" to opowieść o codzienności, godzeniu różnych ról, w których obsadza nas życie. To historia o macierzyństwie bez lukru, w którym miłość do własnego dziecka przeplata się z chęcią bycia nie tylko matką, lecz również sobą. Spodobało mi się szczególnie jedno zdanie, które jest takie prawdziwe: „To ważne, żeby w macierzyństwie odzyskać cząstkę siebie”.
"Mała Angielka" to również historia związku dwojga ludzi, który pomału zaczyna wygasać. Związku, który właściwie przedstawiony jest z jednej perspektywy, oczami głównej bohaterki. Z relacji pełnej pasji i namiętności, przeradza się on w układ partnerski, przyjacielski, w którym On i Ona żyją niby razem, ale obok siebie. Catherine chce znów poczuć się kobietą – piękną, adorowaną, zauważaną. Problem jednak w tym, że o swoich pragnieniach i uczuciach nie mówi partnerowi. Postanawia prowadzić internetowy blog, pod pseudonimem Petite Anglaise, który z czasem staje się drugim ja głównej bohaterki, który prowadzi do poznania mężczyzny, z którym przeżyje płomienny romans.
Jak kończy się "Mała Angielka"? Happy Endem? Trudno powiedzieć. Petite Anglaise dużo zyskała, ale też wiele straciła. Sama nie wiem, czy gra była warta świeczki. A Wy jak myślicie?

Książkę Catherine Sanderson, Mała Angielka poleca Maja Kimnes
Klub Mam przy Oddziale dla Dzieci WiMBP im. C. Norwida w Zielonej Górze

Fundusze Europejskie dla rozwoju Lubuskiego.
Projekt współfinansowany przez Unię Europejską ze środków Europejskiego Funduszu Rozwoju Regionalnego w ramach Lubuskiego Regionalnego Programu Operacyjnego na lata 2007-2013.