17 kwietnia zmieniłyśmy nieco scenerię naszych spotkań, bo zebrałyśmy się w kawiarni Monthana Verde (ładne klimatyczne miejsce z kwitnącymi ozdobnymi drzewkami wiśni przed budynkiem). Frekwencja pomimo pięknej wiosennej aury całkiem liczna, a emocji oczywiście nie zabrakło. Dostarczyła ich pisarka, bohaterka wywiadu Magdalena Tulli. Twórczość tej niezwykłej osoby jest wymagająca, zwłaszcza wcześniejsze dokonania określane przez krytyków jako proza afabularna, rodzaj rebusu literackiego itd.. W rozmowie z Justyną Dąbrowską pisarka jawi się nam jako kobieta niesamowicie inteligentna, nietuzinkowa , godna poznania, bo też jej poglądy zawarte w 12 rozdziałach książki są bardzo wnikliwe i mądre. To małe traktaty o rzeczach ważnych, które prowokują do bardzo żywych dyskusji – stąd tytuł niniejszego sprawozdania. Chyba najwięcej emocji wywołał rozdział o wolności, ale inne też pozostawiły w nas gorący ślad.

 

Maria Macała
DKK Wypożyczalnia Głóna WiMBP im. Cypriana Norwida w Zielonej Górze

 

jojoMajowe spotkanie naszego klubu odbyło się w Imbryku. Pomimo pięknej pogody, frekwencja tradycyjnie dopisała. Tym razem omawiałyśmy powieść Jojo Moyes „We wspólnym rytmie”. Zgodnie przyznałyśmy, ze jest to jedna ze słabszych książek tej poczytnej pisarki, aczkolwiek były w niej fragmenty, które mogły czytelnika poruszyć do głębi – choćby kapitalna wypowiedź nauczycielki podczas rozprawy rozwodowej o krzywdzie, jaka wyrządzają dorośli swoim dzieciom.

Na pewno zachwyciliby się tą powieścią miłośnicy hippiki – autorka kapitalnie opisuje jazdę konną i niesamowitą więź łączącą jeźdźca z koniem. Ta historia nie jest tak dosłownie wyssana z palca, istniał pierwowzór głównej , młodocianej bohaterki, która w prawdziwym życiu nie miała tyle szczęścia, co jej literacki odpowiednik. Perypetie głównych postaci mogą być ciekawe, a często szuka się książek, których nie musimy czytać „ze zmarszczonym czołem”, trochę lżejszych w odbiorze, aczkolwiek nie płytkich. Tak jest właśnie proza Jojo Moyes. Z innych jej tytułów polecam szczególnie „Razem będzie lepiej”i „Zanim się pojawiłeś”(jest też niezły film). Na następne spotkanie czytamy literaturę szlachetniejszą gatunkowo - „Miłość z kamienia” Grażyny Jagielskiej i „Josepha” Marie-Helene Lafon. Zapraszam.

 Maria Macała

 

26 września spotkaliśmy się po wakacyjnej przerwie spragnieni naszego towarzystwa i rozmów o książkach i nie tylko o nich. Tym razem przeczytałyśmy powieść Joanny Bator „Purezento” i zbiór felietonów Michała Rusinka „Pypcie na języku”.

Rusinek pisze lekko, zabawnie i kapitalnie wyciąga różne bolączki naszego współczesnego języka, owe tytułowe pypcie. Jest to lektura dla wszystkich, nie tylko dla językoznawców (nie ma tu za wiele jakiejś zniechęcającej terminologii), formuła felietonu narzuca też niejako ową lekkość. Przytoczone przez autora różne przykłady naszej radosnej twórczości mogą setnie ubawić ,choćby podpatrzone w sklepie mięsnym „flaczki babuni”.

Językoznawca obśmiewa też jakże teraz modne słówka takie jak destynacja, projekt, czy wynikającą z obawy przed błędem manierę nieodmieniania nazwisk, które w lwiej części są w języku polskim odmienne– nawet poczciwych Nowaków nasi rodacy boją się deklinować.

Rusinek dowcipnie komentuje też różne zjawiska natury bardziej socjologicznej niż językowej, nie stroniąc przy tym od przykładów z własnego podwórka. Ubawiłam się paradnie, kiedy autor opisuje perypetie z rowerkiem treningowym, zamówionym przez internet , który to sprzęt został następnie wtaszczony przez kuriera na trzecie piętro, a jego nabywca zabity wzrokiem przez wymęczonego niesieniem pokaźnego ciężaru dostawcy. Tyle zachodu, a po paru podejściach do ćwiczeń sprzęt posłużył jako wieszak dla marynarki. Skąd my to znamy?

Rusinek bawiąc, trochę nas edukuje i skłania do refleksji językowej, a to już wiele. Brawo!

 

„Purezento” Joanny Bator to zupełnie inna forma gatunkowa. Podobała się wszystkim, aczkolwiek ma swoje mankamenty. Z pozoru przypomina te powieści typu – po ciężkich przejściach życiowych bohaterka wyjeżdża w świat i tam doznaje ukojenia. Tym razem tą oazą jest Japonia. Młoda kobieta zostaje poproszona o opiekę nad domem i kotem, który lubi przejażdżki rowerem. Powoli zaczyna dostrzegać uroki codzienności, a jej trauma – śmierć ukochanego, rozpływa się w afirmacji życia i jego strat. Co jej pomogło? Kintsugi, pradawna sztuka naprawiania ceramiki przy użyciu złota. To, co rozbite, ma swoją wartość, sklejone nie jest już takie same, ale zyskuje nowe znaczenie i nową pełnię.

Fascynujący jest styl Bator, delikatny, elegancki, subtelnie opisujący japońską rzeczywistość. Wprawdzie tytułowe „purezento”, czyli nowy mężczyzna w życiu bohaterki wydaje się chwytem fabularnym nieco naciąganym, ale duża doza pięknie opisywanej krainy kwitnących wiśni spokojnie to rekompensuje. Może dla niektórych czytelników filozofia wschodu jest tu zaledwie muśnięta, ale przecież nie trzeba od razu wchodzić na górę Fudżi.

 

Maria Macała

DKK przy Wypożyczalni Głównej WiMBPim.C.K. Norwida w Zielonej Górze

ruiny24 października spotkałyśmy się w zacnym gronie klubowiczek, aby porozmawiać o powieści Chrisa Bohjaliana „Ruiny przeszłości”. Pisarz, syn Ormianina i Szwedki , bardzo aktywnie działa na rzecz edukacji poświęconej ormiańskiemu dziedzictwu kulturowemu, między innymi na łamach  The Armenian Weekly.  Jest autorem 20 powieści, z których trzy zostały zekranizowane, a wiele z nich gościło na listach bestsellerów „New York Timesa”. W swojej twórczości  porusza wiele ważnych tematów np. ciągle jeszcze  stosunkowo mało znaną sprawę ludobójstwa Ormian i jej turecką marginalizację, czy wręcz negację, nieobce są mu też historie związane z II wojną  światową. Do takich właśnie należą „Ruiny przeszłości”.

 Akcja powieści toczy się we Włoszech w latach II wojny światowej w czasie, kiedy już wiadomo, że alianci są tuż, tuż , wojna jest prawie dla Niemców przegrana, ale jeszcze mogą zadać wiele bólu. Jest rok 1943 – piękna willa arystokratycznej rodziny jest miejscem chętnie odwiedzanym przez  żołnierzy niemieckich, za co część rodaków krzywo patrzy na markiza Rosatiego i jego rodzinę. W okolicy  partyzanci wszczynają coraz więcej akcji przeciwko okupantom i w końcu ich drogi przetną się w  wydarzeniu w Villi Chimera. Tragizm wielu postaci aż boli  , ale trudno jednoznacznie ocenić zachowanie Włochów w tak ekstremalnych warunkach, jakie stworzyła wojna. Ten tragizm ma prawie wymiar antyczny… Po tych wszystkich górnolotnych opisach trzeba wszak uczciwie przyznać, że nie jest to jednak bardzo wielka literatura, ale daje pewien obraz wojny we Włoszech, a nie jest to region jakoś  szczególnie literacko wykorzystany. Warto więc sięgnąć po tę książkę, daję jej „czwórkę”

Maria Macała

Fundusze Europejskie dla rozwoju Lubuskiego.
Projekt współfinansowany przez Unię Europejską ze środków Europejskiego Funduszu Rozwoju Regionalnego w ramach Lubuskiego Regionalnego Programu Operacyjnego na lata 2007-2013.