Wrześniowa aura ciepła jak to babim latem przystało, więc w naszym Klubie nad Odrą, gdzieś miedzy Głogowem a Zieloną Górą, czyli dokładnie w Nowej Soli, zawrzało hiszpanską krwią, zatętniło pantofelkami rozkosznie szczupłych tancereczek flamenco, zapachniało sążnistą dawką mocnej jak uprzedzenie kawy. Przenieśliśmy się za sprawą Jacka Dehnela do XVIII- wiecznej Hiszpanii, aby śledzić losy i niedole, rozterki i swady mężczyzn z rodu Goi. Czyli: tego wielkiego Francisco, jego syna - Javiera i wnuka Mariano.
Najsilniejszy z nich wszystkich jest Francisko, z ogromnym apetytem na życie, z wielkim talentem, z takąż chucią i witalnością, jakiej tylko pozazdrościć. Próbuje na swoją modłę przekształcić syna, który jest jego, rzec by można totalnym przeciwieństwem.
Ten wynikający z odmiennych temperamentów antagonizm, jest osią tej powieści.
Psychologiczne meandry nie przeszkadzają w odbiorze ksiażki- wprost przeciwnie- nadają jej charakteru i polotu.
Bardzo nam się ta powieść podobała i ogromnie polecamy ją tym, którzy cenią w lekturze nie tylko rozrywkę, ale bodziec do pogłębionej refleksji.

Agata Wojtkowiak
Podróż (z łaciny zwana peregrynacją, z francuskiego wojażem) – zmiana miejsca pobytu na odległe. Osoba podróżująca pieszo to wędrowiec, podróżujący środkiem komunikacji to podróżny lub wojażer. W odróżnieniu od nomadów - koczowników, członków grupy ludzi nieposiadającej stałego miejsca zamieszkania, przemieszczającej się z miejsca na miejsce, np. w związku ze zmianami pogody lub w poszukiwaniu żywności, wody, opału albo pastwisk dla zwierząt hodowlanych, podróżnym był od zarania dziejów przedstawiciel cywilizacji osadniczej.
Tyle Wikipedia.

Barbarę Meder zaliczyć możemy więc do wędrowców, gdyż przemierzyła ona głównie pieszo całą bodajże Afrykę.Jej podróż trwała 14 miesięcy, została przerwana zdradą przewodnika i nasza bohaterka musiała ratować się ucieczką.
Spotkanie w bibliotece miało posmak dobrego, wytrawnego wina, smakowanego z czułoscią na języku, który wędrowiec zanosi do zwaśnionych plemion i mówi: przekażcie sobie znak pokoju, życie jest jak błyskawica, jak mgnienie, jak oddech, nie ma sensu tracić je na wojny, na polowania, na rzezie, chodzmy potańczyć.
Przemierzalismy wraz z Basia piękne afrykańskie krajobrazy, zielone pola złociły się w słońcu, góry sterczały w niebo, poszarpane, obłe,dumne jak oczy tubylców, czasami smutne z powodu zbyt małej podaży białka.

Podróżniczka z wielką czułością i ciepłem mówiła o Afrykańczykach, co zresztą było widać na zdjęciach, którymi ilustrowała swoje opowieści.
Jej Afryka zachwyca feerią barw, narzeczami, spontanicznością rdzennych mieszkańców, ciagłą skłonnością do tańca, spokojem, godnością, tajemnicą.
Nic tylko spakować plecak( obowiązkowo ze śpiworem i karimatką) , wziąć dwie uncje optymizmu i trzy nadziei, zaopatrzyć się ciekawość świata, wyhodować sobie dodatkowy zmysł przygody i w drogę.

Agata Wojtkowiak
To jest serdeczny apel: czytajcie dzieci, czytajcie rodzice dzieciom opowieści Barbary Gawryluk! Już podaję przykładowe tytuły: najnowsza książka dla starszych dzieci, czyli ”Kolczyki Selmy”, jako ciąg dalszy przygód Natalki z „Mojego Bullerbyn”, ”Zuzanka z pistacjowego domu”, „W Zielonej Dolinie” oraz dla najmłodszych - „Dżok legenda o psiej wierności”, „Kaktus, szukaj!, „Kaktus, wierny przyjaciel”, „Wiosenna wyprawa gwizdka”, i kilka jeszcze. Pani Gawryluk jest również autorką tłumaczeń, np. serii, pt. ”Biuro Detektywistyczne Lassego i Mai” - od lat w czołówce listy bestsellerów literatury dziecięcej w Szwecji! (powiem na ucho: duże litery, dużo ilustracji, akcja i łatwe czytanie!!!).
Barbara Gawryluk (nie mylić z Ewą Gawryluk – aktorką) była gościem Biblusia 28 dnia pięknego, słonecznego września, o godzinie 10.45 (spotkanie prowadziła pisząca te słowa). Przyjechała do nas z książkami własnego autorstwa (można było kupić po okazyjnej cenie),
o których dużo nam opowiadała, w międzyczasie rozmawiając również z dziećmi. Z drugiej strony stolika z książkami gośćmi byli uczniowie klasy IIB PSP nr8 wraz z wychowawczynią Barbarą Stempkowską oraz grupka uczniów z PSP nr2 z bibliotekarką, panią Małgorzatą Graczyk. Pragnę też dodać, że spotkanie odbyło się w ramach projektu Dyskusyjne Kluby Książki – czytamy, spotykamy się i dyskutujemy; innymi słowy: mogliśmy się zobaczyć i porozmawiać dzięki pomysłodawcom DKK.
Czasu nie było zbyt wiele, bo tylko do dwunastej z kwadransem, więc wszystko działo się szybko: szybko zadawałam pytania, szybko zadawały pytania dzieci, pani Gawryluk szybko odpowiadała, szybko nasz Gość opowiadał o sobie i swoich książkach. Szkoda, szkoda, szkoda. Dlaczego? - bo pytań płynących od dzieci było mnóstwo, a pani Gawryluk jest ciekawa jako autor
i przemiła jako człowiek; książki mają swoją tożsamość literacką, i – całe szczęście, nareszcie! - nikogo i niczego nie przypominają. Czyta się je przyjemnie i lekko. Są pełne ciepła i dobrej energii tkwiącej w osobach bohaterów, którymi bardzo często są zwierzęta, a zwłaszcza psy (np. kundelek Kaktus – dowód na to, że nawet kundelek może podbić świat!). Tematy – choć trudne - poruszane są nienahalnie, i aż dziw, że można o nich mówić maluchom (aby rosły mądrze). Problemy, które sobie wynotowałam, warte choćby wspomnienia w tym miejscu, to: kalectwo, inność, wykluczenie, samotność, eurosieroctwo, odmienność rasowa, rozbite, podwójne rodziny-czyli „randka mamy”... To są sprawy nie tak nośne, nie są obliczone (czasem odnoszę takie wrażenie) na zarobek autora, to nie są sprawy atrakcyjne medialnie – to są sprawy bliskie wielu ludziom i takie, do których często wstyd się przyznać i prosić o pomoc.
Przekazuję tym sposobem wyrazy szacunku pani Barbarze Gawryluk za kunszt literacki
i szlachetne serce (choć miałam przyjemność spędzić w towarzystwie autorki kilka chwil – taki złoty błysk w sercu się odczuwa). Aha, nie powiedziałam, że pani Gawryluk skończyła filologię szwedzką na Uniwersytecie Jagiellońskim (pewnie z wrodzonej skromności tego nie powiedziała), i jest miłośniczką „Dzieci z Bullerbyn” Astrid Lindgren, do czego przyznała się z przyjemnością.
Agata Kosiak

472 473 
Ala. Karolina, Małgosia, Ola i ja – niżej podpisana – spotkałyśmy się w piękną, naprawdę bajecznie słoneczną sobotę, 10 września, około godziny 14, czyli prawie w południe. Wiadomo – chociaż szkoda – że zawsze ktoś ma coś pilnego i nie może przyjść, i tak było tym razem z Orianą. Rozmawiałyśmy o życiu i życiowych wyborach, zwłaszcza tych licealnych, bo dziewczyny już niedługo pójdą do liceum, a zdolna Ola już w przyszłym roku szkolnym; wszystkie moje Klubowiczki są nadzwyczajnie zdolne i utalentowane; któż inny przyszedłby w letnią sobotę do biblioteki – tylko pasjonat!
Mówiłyśmy o „Istotach ciemności”, czyli drugiej części „Pięknych Istot” - książek uwielbianych przez młodzież (nie tylko zresztą, bo o tę ostatnią pytała pani w moim wieku). Całość przeczytała Ala i poleca. Reszta moich Pięknych Istot przeczytała, na rozmaitej numeracji stronic skończywszy.
Przy następnej okazji – 8 października – porozmawiamy o książce „Niebo jest wszędzie” Jandy Nelson, rekomendowanej przez Karolinę, którą już czyta zachłannie Magda; była już u nas ze swoją siostrą i bardzo chce się spotykać w młodzieżowym DKK (choć jest już uczennicą szkoły średniej).
Zgodnie z powyższym w przyszłym tygodniu spodziewam się sześciu Klubowiczek, pozostając w nadziei, że tak się właśnie stanie.

Agata Kosiak

470 471 

Fundusze Europejskie dla rozwoju Lubuskiego.
Projekt współfinansowany przez Unię Europejską ze środków Europejskiego Funduszu Rozwoju Regionalnego w ramach Lubuskiego Regionalnego Programu Operacyjnego na lata 2007-2013.