Listopad to najlepszy miesiąc na czytanie: za oknem mżawka ze śniegiem, szybko uciekające światło, przedwczesna szarówka, zachęcają do sięgnięcia po ciekawą książkę. Taką jak Spiski” Wojciecha Kuczoka, autora znanego z powieści „Gnój”.
Okazała się ona interesująca jedynie dla piszącej te słowa, ponieważ klubowiczkom nie za bardzo przypadła do gustu. De gustibus non est disputandum. Kuczok ich nie porwał, nie przekonał do siebie gombrowiczowską frazą, która dotkliwie się w jego Spiskach czuje, mało tego, to czerpanie z Gombrowicza było dla jednej z czytelniczek rażące i w sumie rzekła, iż nic by nie straciła nigdy tej książki nie czytając.
Smutne to trochę, bo dla mnie proza Kuczoka to afirmacja życia, namiętności, to doskonale widoczne rzemiosło językowe pisarza,zawadiacka fantazja, gombrowiczowska groteska.
Autor doskonale opisuje współżycie Ślązaków i górali, czerpie wiele z góralskiej gwary, wszystkie opowiadania zawarte w Spiskach dzieją się w Tatrach, są apologią dziwnego dla ceprów, góralskiego życia.
Zdecydowanie polecam!

Agata Wojtkowiak
To było nasze ostatnie spotkanie w tym roku. Mikołajki, to doskonała okazja, by znów spędzić miły wieczór z książką w roli głównej. Tym razem pod lupę wzięłyśmy „Marinę” Carlosa Riusza Zafona. To jedna z najbardziej popularnych i poczytnych z jego powieści. Jak sam przyznaje jest jego ulubioną książką. Napisał ją jako jedną z pierwszych i na zawsze „Marina” pozostała w jego sercu.
Cała historia opiera się na chęci rozwiązania tajemnicy. Jak stwierdziłyśmy, fabuła niesamowicie wciąga. To opowieść o pięknej młodzieńczej miłości i przerażającej pasji sprzeciwienia się ludzkiej śmierci. To zaczarowana historia, która prowadzi nas pięknymi uliczkami Barcelony do tajemniczego świata w miejskich podziemiach i na cmentarzach. Bowiem w „Marinie” klimat grozy i niebezpieczeństwa rośnie z każdą przeczytaną stroną. I chociaż książka ta została napisana dla młodzieży, sięgają po nią raczej dorośli. Mimo iż w „Marinie” zbiegi przypadków są aż nazbyt oczywiste, a bohaterowie sami pakują się w kłopoty, to snuta opowieść nie staje się groteskowa, a wydarzenia osnute nutką tajemnicy powodują, że książkę wręcz się chłonie.
Dorosły już Oskar wspomina czasy dzieciństwa, kiedy to rozwiązał zagadkę Michaela Kolvenika razem z Mariną, jego pierwszą miłością. Przypomina sobie jej słowa, że „wspominamy tylko to, co nigdy się nie wydarzyło”. Poprzez te słowa zastanawiamy się czy historia Oskara i Mariny wydarzyła się naprawdę, czy to tylko wyobraźnia młodego chłopca, żadnego przygód i wrażeń. Czy Marina była prawdziwą przyjaciółką czy tylko duchem w starym, zrujnowanym domu.
Każde dzieło Carlosa Ruiza Zafona charakteryzują piękne myśli i sentencje. Po przeczytaniu człowiek zatrzymuje się na chwilę, by przemyśleć, pomyśleć, może nawet się wzruszyć. Pomyśleć o życiu, o jego ulotności i kruchości. O miłości i towarzyszących jej rozterkach. „Marina” po prostu daje do myślenia i takie książki zdecydowanie lubimy.

Kamila Sietnik
Przedostatni dzień stycznia 2013 roku okazał się być środą W mgliste, jakby żywcem wyjęte z angielskiej powieści pod gotyckim szyldem, popołudnie, nasza dyskusyjna załoga spotkała się w klimatycznych podziemiach Galerii pod Tekstem, celem omówienia tryumfalnie podbijającej serca czytelniczek i czytelników, kultowej już, "Cukierni Pod Amorem". Jej autorką jest Małgorzata Gutowska-Adamczyk, nie tylko pisarka, ale również historyk teatru i dziennikarka. Na pewno osoba obdarzona talentem opowiadania, snująca nici przeplatających się wątków na kanwie rodzin Zajezierskich i Cieślaków.
Dyskusja na temat powieści toczyła się przy aromatycznie pachnacych pączkach, polanych lukrem i kawie z odrobiną imbiru i kardamonu, gotowanej na sposób Pięciu Przemian.
Śledząc zawikłane, a jednak z życia wzięte, bliskie czytelnikom, perypetie bohaterów, czuje się klimat tamtych czasów (akcja powieści rozpoczyna się w dziewiętnastym wieku w polskich dworkach szlacheckich i ciągnie się dalej, aż do czasów współczesnych), smak potraw i gorycz ostatniego pożegnania, dźwięk wygranej na fortepianie szopenowskiej nuty.
Książka podobała się zwłaszcza jednej z klubowiczek, która była zachwycona szczegółami z życia hrabiowskiego dworku i rozwijaną ku naszym czasom historią rodów, a co się z tym wiąże, historią miłości, zdrady, bohaterstwa, rozpaczy, nadziei, bólu, wszystkiego tego, co składa się na człowiecze życie.

Kartezjusz twierdził, że "Czytanie dobrych książek jest niczym rozmowa z najwspanialszymi ludźmi minionych czasów" i to zdanie jak ulał pasuje do cyklicznych spotkań w ramach DKK. Tam rozmowa książką się toczy, a jeśli przy okazji powieść należy do tych wytrawnych, uderzających do głowy niczym łyk przedniego tokaju, to czegóż chcieć więcej? Muzyki - dodaje pisząca te słowa, bo książka, muzyka i rozmowa to niemalże kosmiczna triada potrzebna do tego, aby życie, ten krótki jak oddech epizod w dziejach świata, był naznaczony sensem i spełnieniem.


Agata Wojtkowiak

Alice i Mattia, to dwie liczby pierwsze. Tak samo samotni, tak samo nie zrozumieni przez świat, tak samo wiecznie dryfujący w oceanie życia i nie mogący znaleźć bezpiecznej przystani, za którą kryłaby się miłość.
„Samotność liczb pierwszych” to książka o miłości, cierpieniu i samotności wśród ludzi. To książka, po przeczytaniu której nie pozostaje się obojętnym. W miarę czytania wciąż wzbudza w czytelniku emocje. Raz można się wzruszyć, innym razem wkurzyć na bohaterów, ale nie można przerwać czytania, bo ta pozycje zdecydowanie wciąga.
Alice i Mattia, oboje z bagażem doświadczeń, oboje z rodzin niby normalnych, a jednak patologicznych we wzajemnych relacjach. Tych dwoje bohaterów jest samotnych, czują, że powinni być razem, jednak gdy pojawia się szansa na miłość oni dobrowolnie z niej rezygnują. Oboje nie potrafią podjąć decyzji, która pozwoliłaby im na wspólną przyszłość, a może nawet miłość. Bo co do tego czy Alice i Mattię łączyła miłość nie byłyśmy zgodne.
„Samotność liczb pierwszych”, to nie tylko dwójka głównych bohaterów, to także mnóstwo pobocznych wątków, nie mniej interesujących. Ta książka to panorama ludzkich zachowań i dewiacji. Pojawia się i wątek homoseksualny i odrzucenie przez matkę, ciężka choroba, śmierć, niepełnosprawność umysłowa, kalectwo, anoreksja, samookaleczenie…
Genialny matematyczny umysł Mattii i kalectwo Alice. Oboje są w jakimś stopniu ułomni. Mają problemy z nawiązywaniem kontaktów z ludźmi, mają problemy z akceptacją własnej osoby. Mattia, żeby zapanować nad swoim ciałem i emocjami okalecza się, a Alice rezygnuje z jedzenia, by w ten sposób mieć kontrolę choć nad swoim ciałem. Nie potrafią ani być ze sobą, ani stworzyć związku z inną osobą, choć zdarzają się ku temu okazje.
Mimo iż „Samotność liczb pierwszych” nie ma szczęśliwego zakończenia, to jest to pozycja, po którą zdecydowanie warto sięgnąć. Niektórzy mogą zarzucać Paolo Giordano, że książka jest wulgarna, że nie stosuje półśrodków w opisywaniu rzeczywistości, że czasem obsceniczność razi. Nas nie zraziła z pewnością. Książkę chwalimy i polecamy. Nasz klub lubimy właśnie za takie książki, a może właśnie dzięki takim pozycjom.
Kamila Sietnik

Fundusze Europejskie dla rozwoju Lubuskiego.
Projekt współfinansowany przez Unię Europejską ze środków Europejskiego Funduszu Rozwoju Regionalnego w ramach Lubuskiego Regionalnego Programu Operacyjnego na lata 2007-2013.