Miejska Biblioteka Publiczna w Nowej Soli

Sprawozdanie ze spotkania DKK dnia 20.03.2013 r. w Miejskiej Bibliotece Publicznej w Nowej Soli
„Ostatni kucharz chiński”, to mieszanka smaków i aromatów, które pieszczą zmysły i zachwycają kulinarnym kunsztem. To również powieść, w której choć odrobinę podejrzeć można kulturę mieszkających tam ludzi, ich zwyczaje, ich podejście do jedzenia i siebie nawzajem. „Ostatni kucharz chiński”, to powieść, którą czyta się z lekkością. Taka w sam raz do poczytania na plaży czy ławce w parku.
Powieść doczytywałam etapami. Nie było tu ani wciągającego wątku ani tajemnicy. Wszystko przewidywalne – łącznie z zakończeniem. Jak stwierdziłyśmy podczas naszego spotkania, była to książka z tych lekkich, łatwych i przyjemnych. Było miło, ale cóż z tego, skoro nie pobudziła nas do burzliwej dyskusji na jej temat. Zgadzałyśmy się we wszystkim. Że książka w sumie przyjemna, że dobrze się czyta, że kuchnia smakowita, a chińczycy tacy chińscy, że od samego początku wiadomo jak się skończy. Fabuła przewidywalna, stara książka chińska trochę naciągana, a postacie chyba nie do końca przemyślane.
Dwoje głównych bohaterów – Sam i Maggie są dla siebie przeznaczeni i wszystko prowadzi do tego, by mogli w końcu być razem. On kucharz, ona dziennikarka kulinarna. On stary kawaler, ona wdowa. Chiny stają się ich azylem, Chiny łączą ich w jakiś nie do końca zrozumiały dla nich sposób. Chiny wyzwalają ich i pozwalają na bycie razem.
Maggie po stracie męża w wypadku rzuca się w wir pracy. Skąd jej wyprawa do Chin? Otóż dowiaduje się, że jej mąż może być ojcem pięcioletniej dziewczynki. Przy okazji dostaje zlecenie napisania artykułu o chińskiej kuchni. Wsiada w samolot…a później wszystko toczy się już samo. Szukając prawdy o przeszłości swojego męża odnajduje miłość i ponownie odzyskuje radość życia.
„Ostatni kucharz chiński” był z pewnością powieścią bardzo smaczną. Nie należy zasiadać do niej z pustym żołądkiem. Potrawy opisane w niej są tak smakowicie, że podczas czytania uaktywniają nam się wszystkie kubki smakowe. Jedzenie jest tu nie tylko zaspokajaniem głodu fizycznego, ale i duchowego oraz społecznego. Jedzenie jest tutaj kulturą najwyższego lotu. Jest elementem spajającym rodziny i w ogóle ludzi. Jedzenie, to jedna z najważniejszych rzeczy w życiu, ponieważ prawidłowe do niego podejście wprowadza spokój i harmonię do naszego życia.
Kamila Sietnik
Marcowe spotkanie nie pachniało wiosną, w powietrzu nie unosiły sie wonie pączkującej, roślinnej młodzieży, nic z tych rzeczy nie oszałamiało naszych czytelniczych zmysłów, w powietzru słychać było jedynie krzyk zdezorientowanych ptaków, które czując w swoich piórach zew wiosny niosły na skrzydłach puch przeterminowanego śniegu.
W ten zimny , popołudniowy środek tygodnia przyprowadził nas do biblioteki,abyśmy mogły podzielić się wrażeniami na temat nowej powieści Joanny Fabickiej, której tytuł brzmiał :Second hand.
Na okładce omawianego dzieła znajdujemy minirecenzje Agnieszki Holland:"Ta książka to polski Almodovar" czy Marcina Dorocińskiego:"Chciałbym zobaczyć film oparty na tej książce..."
Brzmią one oczywiście zachęcająco, niemniej jednak najnowsza powieść Fabickiej nie przypadła nam do gustu.Klubowiczki nie były przekonane do sposobu , w jaki autorka opisuje rzeczywistość Polski 'z drugiej ręki", były rozdrażnione językiem, którego główną cechę stanowi w tej powieści brutalność i fizjologia i generalnie ta uproszczona wersja człowieczeństwa czyli sprowadzanie wszystkiego do najprostszych, pawłowowskich odruchów bardzo przeszkadzała w odbiorze książki.
Jednym słowem: nowosolski DKK nie poleca Second handu i z niecierpliwością czeka na nadejście Wiosny.
Agata Wojtkowiak
„Życie Pi” Yanna Martela, to książka, obok której nie sposób przejść obojętnie. Ta filozoficzna, lekko tragiczna jak i chwilami groteskowa opowieść, w umyśle czytelnika pozostawia trwały ślad – a my to lubimy. To powieść o poszukiwaniu Boga i samego siebie. O odkrywaniu własnych słabości i siły, która w nas drzemie i pozwala na walkę o własne życie, które jest najcenniejszym darem.
Piscine Monitor Patel, to chłopiec, który wraz z rodziną mieszka w indyjskim mieście Puducherry. Ojciec prowadzi tam zoo. Wśród zwierząt dorastają Piscine i jego brat. „Pi”, bo właśnie tak sam siebie, w sprytny sposób, nazwał młodszy z braci, to główny bohater powieści. Ten niezwykle inteligentny i wrażliwy chłopiec staje się wyznawcą kilku religii, ponieważ każda z nich pozwalała mu na poszukiwanie i odkrywanie Boga. Życie w zoo wydaje się być rajem dla Pi i jego rodziny, jednak pogarszająca się sytuacja polityczna zmusza ich do wyjazdu z kraju. Postanawiają sprzedać zwierzęta i wsiadają na pokład japońskiego statku. Planują rozpocząć nowe życie w Kanadzie. Pewnej burzliwej nocy Pi opuszcza kajutę, by przyjrzeć się falom smagającym pokład. Sytuacja na morzu jest jednak znacznie poważniejsza, niż wydaje się temu szesnastoletniemu chłopcu. Okazuje się, że statek tonie, a cała jego rodzina znalazła się już pod wodą. Na pokładzie szaleje burza, panuje zamieszanie, a część zwierząt wydostała się ze swoich klatek. Pi zostaje wyrzucony za burtę przez członka załogi statku. Ląduje w szalupie ratunkowej razem z zebrą, hieną, tygrysem bengalskim i orangutanicą. Tak rozpoczyna się jego blisko siedmio- miesięczna podróż po Pacyfiku.
Podczas podróży zwierzęta po kolei giną. Na tak małej powierzchni, jaką jest szalupa ratunkowa na końcu pozostaje jedynie Pi i jego przyjaciel niedoli Richard Parker – tygrys bengalski. To dzięki niemu tak naprawdę chłopcu udaje się przeżyć. Dzięki niemu nie zwariował, dzięki nie mu nie był sam, dzięki niemu przetrwał niemożliwe do przetrwania.
Podczas spotkania nie mogłyśmy się nie odnieść do filmu Anga Lee, który zdobył w ostatnim czasie wiele prestiżowych nagród. Doszłyśmy do wniosku, że wiele interesujących wątków zostało w nim pominiętych. Wątków, które dla całej opowieści są niezwykle istotne. Film wydaje się z lekka wyidealizowaną bajką. Powieść natomiast staje się tak autentyczna, jakby Pi Patel żył naprawdę. Mimo, iż do końca nie wiemy czy w szalupie ratunkowej Pi znalazł się ze zwierzętami, czy z matką i częścią załogi, to wierzymy, że tragedia wydarzyła się naprawdę, a Piscin musiał wygrać walkę nie tylko z Pacyfikiem, ale i sam ze sobą.
To pozycja, którą zdecydowanie polecamy do przeczytania. To pozycja, o której szybko się nie zapomina. To książka zapadająca w pamięć i wyzwalająca emocje widoczne w dyskusji o niej. Zdecydowanie polecam.

Kamila Sietnik

Alice i Mattia, to dwie liczby pierwsze. Tak samo samotni, tak samo nie zrozumieni przez świat, tak samo wiecznie dryfujący w oceanie życia i nie mogący znaleźć bezpiecznej przystani, za którą kryłaby się miłość.
„Samotność liczb pierwszych” to książka o miłości, cierpieniu i samotności wśród ludzi. To książka, po przeczytaniu której nie pozostaje się obojętnym. W miarę czytania wciąż wzbudza w czytelniku emocje. Raz można się wzruszyć, innym razem wkurzyć na bohaterów, ale nie można przerwać czytania, bo ta pozycje zdecydowanie wciąga.
Alice i Mattia, oboje z bagażem doświadczeń, oboje z rodzin niby normalnych, a jednak patologicznych we wzajemnych relacjach. Tych dwoje bohaterów jest samotnych, czują, że powinni być razem, jednak gdy pojawia się szansa na miłość oni dobrowolnie z niej rezygnują. Oboje nie potrafią podjąć decyzji, która pozwoliłaby im na wspólną przyszłość, a może nawet miłość. Bo co do tego czy Alice i Mattię łączyła miłość nie byłyśmy zgodne.
„Samotność liczb pierwszych”, to nie tylko dwójka głównych bohaterów, to także mnóstwo pobocznych wątków, nie mniej interesujących. Ta książka to panorama ludzkich zachowań i dewiacji. Pojawia się i wątek homoseksualny i odrzucenie przez matkę, ciężka choroba, śmierć, niepełnosprawność umysłowa, kalectwo, anoreksja, samookaleczenie…
Genialny matematyczny umysł Mattii i kalectwo Alice. Oboje są w jakimś stopniu ułomni. Mają problemy z nawiązywaniem kontaktów z ludźmi, mają problemy z akceptacją własnej osoby. Mattia, żeby zapanować nad swoim ciałem i emocjami okalecza się, a Alice rezygnuje z jedzenia, by w ten sposób mieć kontrolę choć nad swoim ciałem. Nie potrafią ani być ze sobą, ani stworzyć związku z inną osobą, choć zdarzają się ku temu okazje.
Mimo iż „Samotność liczb pierwszych” nie ma szczęśliwego zakończenia, to jest to pozycja, po którą zdecydowanie warto sięgnąć. Niektórzy mogą zarzucać Paolo Giordano, że książka jest wulgarna, że nie stosuje półśrodków w opisywaniu rzeczywistości, że czasem obsceniczność razi. Nas nie zraziła z pewnością. Książkę chwalimy i polecamy. Nasz klub lubimy właśnie za takie książki, a może właśnie dzięki takim pozycjom.
Kamila Sietnik
Przedostatni dzień stycznia 2013 roku okazał się być środą W mgliste, jakby żywcem wyjęte z angielskiej powieści pod gotyckim szyldem, popołudnie, nasza dyskusyjna załoga spotkała się w klimatycznych podziemiach Galerii pod Tekstem, celem omówienia tryumfalnie podbijającej serca czytelniczek i czytelników, kultowej już, "Cukierni Pod Amorem". Jej autorką jest Małgorzata Gutowska-Adamczyk, nie tylko pisarka, ale również historyk teatru i dziennikarka. Na pewno osoba obdarzona talentem opowiadania, snująca nici przeplatających się wątków na kanwie rodzin Zajezierskich i Cieślaków.
Dyskusja na temat powieści toczyła się przy aromatycznie pachnacych pączkach, polanych lukrem i kawie z odrobiną imbiru i kardamonu, gotowanej na sposób Pięciu Przemian.
Śledząc zawikłane, a jednak z życia wzięte, bliskie czytelnikom, perypetie bohaterów, czuje się klimat tamtych czasów (akcja powieści rozpoczyna się w dziewiętnastym wieku w polskich dworkach szlacheckich i ciągnie się dalej, aż do czasów współczesnych), smak potraw i gorycz ostatniego pożegnania, dźwięk wygranej na fortepianie szopenowskiej nuty.
Książka podobała się zwłaszcza jednej z klubowiczek, która była zachwycona szczegółami z życia hrabiowskiego dworku i rozwijaną ku naszym czasom historią rodów, a co się z tym wiąże, historią miłości, zdrady, bohaterstwa, rozpaczy, nadziei, bólu, wszystkiego tego, co składa się na człowiecze życie.

Kartezjusz twierdził, że "Czytanie dobrych książek jest niczym rozmowa z najwspanialszymi ludźmi minionych czasów" i to zdanie jak ulał pasuje do cyklicznych spotkań w ramach DKK. Tam rozmowa książką się toczy, a jeśli przy okazji powieść należy do tych wytrawnych, uderzających do głowy niczym łyk przedniego tokaju, to czegóż chcieć więcej? Muzyki - dodaje pisząca te słowa, bo książka, muzyka i rozmowa to niemalże kosmiczna triada potrzebna do tego, aby życie, ten krótki jak oddech epizod w dziejach świata, był naznaczony sensem i spełnieniem.


Agata Wojtkowiak

Fundusze Europejskie dla rozwoju Lubuskiego.
Projekt współfinansowany przez Unię Europejską ze środków Europejskiego Funduszu Rozwoju Regionalnego w ramach Lubuskiego Regionalnego Programu Operacyjnego na lata 2007-2013.