BPMiG w Krośnie Odrz., Filia w Osiecznicy

stancjePoczątek wydał  się obiecujący. Połowa lat 90., Polska jeszcze nie całkiem zdjęła żałobę po nieboszczce komunie, a już stara się nadążyć za kolorowym Zachodem. Tymczasem na wsiowo-miejskim dworcu w Częstochowie pojawia się nasza Autorka – wtedy biedna dziewczyna z prowincji z małą walizką i wielkimi marzeniami o studiach polonistycznych i równie wielkiej, romantycznej miłości. Razem z nią czytelnik odwiedza kolejne stancje: hotel robotniczy, żeński klasztor, wynajmowane klitki, gdzie poznaje wiele barwnych postaci. Każda z napotkanych osób dźwiga swój bagaż doświadczeń, często zmaga się z wojenną traumą. W opowieść o studenckich latach młoda Wiola wplata również dramatyczne historie swoich dziadków z czasów niemieckiej okupacji oraz własne wspomnienia z dzieciństwa. Czasem napomyka o nudnych zajęciach na uczelni, profesorze-erotomanie, dorywczych pracach, a poza tym marzy, marzy, marzy… Przede wszystkim o starszym od siebie mężczyźnie, panu Kamilu, który kiedyś odwiedził jej wioskę i nagle wyjechał do Częstochowy. Szkoda tylko, że marzenia o tym, kiedy/jak pan Kamil ją przeleci zdominowały prawie całą książkę. Owszem, zadurzenie małolaty – zwłaszcza w przypadku naiwnej panienki – bywa sprawą życia i śmierci, ale przez nadmiar wewnętrznych rozterek i poetyckich uniesień narracja straciła na dynamice. Ponadto powieści brak dobrego spoiwa, czegoś co połączyłoby historie poszczególnych bohaterów w harmonijną całość, np. monologi dziadka Władka (opublikowane już w osobnych esejach) tutaj wydają się doczepione na siłę.
„Stancje” uważamy za powieść dość dobrą, choć niedopracowaną. Brakuje tam dodatkowych treści, które raz zapewniłyby narracji płynność i dynamikę, a dwa wzbogaciłyby perypetie Autorki. Z jednej strony pani Grzegorzewska chce przekazać czytelnikowi swoją historię z okresu studiów, z drugiej jest w tym względzie bardzo oszczędna, właściwie nie wspomina o typowym życiu studenckim – zakuwaniu, egzaminach czy znajomych z roku. Niedosyt pozostaje, ale przeczytać warto.

Moderator

Barbara Przeździęk

.

nakreceniW listopadzie 2018r. Spotkaliśmy się w Klubie DKK w Osiecznicy aby porozmawiać o książce Petera Bunzla „Nakręceni”.

Trzynastoletnia Lily Hartman od małego nie ma łatwo. Jej ojciec jest niezwykłym i uzdolnionym wynalazcą. Dziewczynka mieszka tylko z nim i z opiekunką Madame Verdigris, która zajmuje się domem, po śmierci pani Hartman. Niespodziewanie John Hartman ginie podczas rutynowego lotu samolotem. Dziwnym trafem dzieje się tak, zaraz po tym, jak skonstruował tajemnicze urządzenie. Wynalazek zdaje się mieć niewyobrażalną moc, dzięki czemu staje się obiektem pożądania złoczyńców. Wkrótce pojawiają się tacy, którzy nie cofną się przed niczym, żeby go zdobyć. Lily znajduje się w śmiertelnym niebezpieczeństwie. Jednak jest odważna i nieustraszona, więc gdy tylko dowiaduje się o zniknięciu ojca, rozpoczyna własne śledztwo. W towarzystwie przyjaciół – Roberta, syna zegarmistrza i Malkina, mechanicznego lisa stworzonego specjalnie dla niej, przez pana Hartmana – odkryje mroczne tajemnice.

Peter Bunzl stworzył malowniczą i przepełnioną magią historię. Fabuła może i nie jest do końca oryginalna, ale i tutaj znajdą się momenty, które autentycznie zaskoczą czytelnika. Opisy w żadnym stopniu nie przytłaczają ani nie zanudzają, dobrze obrazują tło akcji. W książce wiele się dzieje i nie ma miejsca na nudę, szczególnie przy końcowych wydarzeniach. Czarujący i przystępny styl, którym posługuje się autor ułatwia całkowite wciągniecie się w lekturę. Świetnie oddany i zarysowany został klimat dziewiętnastowiecznej Anglii. Bohaterowie z miejsca wzbudzają sympatię, nie sprawiają wrażenia przesadzonych, są realistyczni i wiarygodni. Co do dialogów, to są one naturalne i niewymuszone. Widać, że całość jest spójna, logiczna i dopracowana. Autor naprawdę przyłożył się do swojego dzieła. Polecamy!

P.S. Na stronie autora znaleźliśmy wiele informacji o nim oraz rozwiązaliśmy wykreślankę w języku angielskim i pomalowaliśmy kolorowankę z bohaterami książki.

Moderator

Barbara Przeździęk

W październiku 2018r. spotkaliśmy się w Klubie DKK w Osiecznicy aby porozmawiać o książce Ewy Przybylskiej „Jaga pod napięciem”.

W życiu nie zawsze dzieje się tak, jakbyśmy sobie tego życzyli. Igol (czasem mówią na niego Ignaś, ale niespecjalnie podoba się to dwunastoletniemu chłopakowi) ma spędzić miesiąc wakacji w niewielkiej miejscowości u koleżanki swojej mamy. „Cały sierpień! Stracony czas. Nikt nie zapytał go o zdanie”. A mógł grać w piłkę w rodzinnym Poznaniu. Mógł. Skazany jest jednak na nieznane sobie miejsce, brak kolegów, towarzystwo pani Pelagii, trzydziestopięcioletniej aptekarki. I co najgorsze – towarzystwo Jagi! Wstrętnej, chudej, zwariowanej dziewczyny, która siedziała przed nim w ławce przez cztery koszmarne lata podstawówki! A teraz pojawiła się i tu.

Bywa jednak i tak, że właśnie wtedy, kiedy nie spodziewamy się niczego dobrego, sądzimy, że czeka nas tylko nuda i ewentualnie złośliwości ze strony znienawidzonej koleżanki (czytaj: tej czarownicy, Jagi) – życie nas zaskakuje. Igol nie spodziewał się, że Pelagia okaże się całkiem fajna, że ma z nią więcej wspólnego niż się mógł przypuszczać. Nie będzie marudzić i naprawdę da się z nią porozmawiać. Nie spodziewał się także, że znajdzie nowego przyjaciela, zwierzęcego przyjaciela. A już na pewno nie spodziewał się, że Jaga zostanie jego… wspólniczką! Być może pokaże mu nawet swoje inne oblicze…

„Jaga pod napięciem”, niewielka powieść, może Was zaskoczyć, czasem rozbawić i odrobinę wzruszyć. Uwierzcie mi. Dzieje się w niej sporo. Małe miasteczko ma swoje tajemnice, a pomysły Jagi, w które chcąc nie chcąc wplątany zostaje Igol, mogą niejednego przyprawić o zawrót głowy. Oj, mogą mieć oboje kłopoty…

To książka i dla dziewczyn, i dla chłopaków (niech nie zwiedzie Was tytuł). Czyta się ją szybko i przyjemnie, ale to nie płytka opowiastka dla nastolatków. Raczej historia wakacyjnej przygody (z wątkiem kryminalnym), która nie tylko daje dobrą rozrywkę, ale i skłania do przemyśleń. Krótko mówiąc: dobra, ciekawa i mądra książka!

Moderator

Barbara Przeździęk

5 minW październiku 2018r. spotkaliśmy się w Klubie DKK w Osiecznicy aby porozmawiać o książce Agaty Kołakowskiej „Pięć minut Raisy”.

"Bo przecież każdy z nas ma swoje pięć minut. Dokładnie tyle trwa nasze życie. Jest jak mgnienie, ulotna chwila, której nie sposób pochwycić ani zatrzymać. Choć i bywa trudne, czasem nawet kuriozalne, ale... Jest tak poruszająco piękne!"


Czy możliwe jest to, aby mieć aż tak wielkiego pecha, żeby według raportu WHO i Human Resources Institute, zostać uznaną za najbardziej pechową osobą na świecie? Jak najbardziej tak, o czym przekonała się 70-kilkuletnia Raisa Hedwig. Wszystkie media chcą dowiedzieć się, jak to jest przeżyć m.in. porażenie piorunem, katastrofę promu, katastrofę kolejową czy atak szaleńca w Madrycie. Magdzie Sajewicz udaje się zdobyć wyłączność na wywiad z Raisą. Ta zaś chce wreszcie zaznać spokoju. Jednakże nie będzie to takie proste. Otrzymuje bowiem list gratulacyjny od prezydenta z zaproszeniem do pałacu... Raisa skrywa pewne wydarzenie ze swojego życia, które stawia ją w zupełnie innym świetle niż to, jakie dotąd poznali inni. Co to takiego?


"Nie czuła się dobrze z kłamstwem, ale musiała ponieść konsekwencje decyzji sprzed lat i dźwigać swój krzyż w pojedynkę."


Główna bohaterka sprawia wrażenie osoby bardzo prawdziwej, realistycznej, która żyje tuż obok nas, a która musi stawić czoła codziennym problemom. Podobnie ma się rzecz z postaciami drugoplanowymi. Mają swoje miejsce w fabule, a ich ciekawe cechy charakterów sprawiają, że za ich sprawą jesteśmy świadkami zazdrości, plotkarstwa, konfliktów rodzinnych czy natarczywości mediów. Tak wiec dzieje się naprawdę sporo i z wielkim zainteresowaniem śledzimy rozwój wypadków.
Akcja została osadzona w 2051 roku. Świat, jaki wykreowała autorka jest ciekawie przedstawiony. W sumie nie różni się zbytnio od naszego, jedynie technologia poszła naprzód. Podczas lektury wielokrotnie zastanawialiśmy się jak to by było, gdyby Unia Europejska rozpadła się (co wcale nie jest nierealne), smartfony stałyby się niemodne, a białe pieczywo było tylko wspomnieniem? Wydarzenia zostały przedstawione naprzemiennie z teraźniejszości i przeszłości. Z książki bije ważne przesłanie, że sukces zawodowy nie zastąpi nam szczęścia osobistego, którego prędzej czy później będzie nam brakowało.


"(...) szczęście dostrzec najtrudniej? Jest ciche i skromne. Nic dziwnego, ze czasem się od nas odwraca, zapewne po to, żebyśmy je wreszcie zauważyli."


Historia Raisy jest przewrotna, zaskakująca i zabawna. Książka zawiera sporo istotnych spostrzeżeń na temat życia, samego człowieka, mentalności, która mimo upływu lat jest niezmienna, a jego decyzje mają konsekwencje w przyszłości. Pokazuje jak może wyglądać nasza rzeczywistość jeżeli utrzymają się takie a nie inne  tendencje, z jakimi w tej chwili mamy do czynienia.
"Pięć minut Raisy" to powieść niezwykle intrygująca, dająca do myślenia i mądra w swoim przekazie o radzeniu sobie z błędami przeszłości, problemami dnia codziennego i pechem. To także książka o tym, byśmy potrafili dostrzec drobne radości w naszej, zwykłej codzienności. Polecamy!

Moderator

Barbara Przeździęk

szymborskaWe wrześniu 2018r. spotkaliśmy się w Klubie DKK w Osiecznicy aby porozmawiać o książce Michała Rusinka „Nic zwyczajnego. O Wisławie Szymborskiej”.

Trudne zadanie miał sekretarz poetki Michał Rusinek. Trudne, bo wymagało wyważenia proporcji: jak stworzyć portret osoby tak dyskretnej jak Wisława Szymborska? Jak powiedzieć o niej więcej, ale tak, żeby nie stworzyć fałszywego wizerunku? Jak nie ugrzęznąć w anegdotach? A wreszcie, jak nie przysłonić sobą bohaterki. Ale autor uniknął wszystkich tych pułapek. Powstał portret dyskretny i jednocześnie bardzo poruszający. Do Szymborskiej przylgnął w ostatnich latach wizerunek poczciwej starszej pani z papierosem, lubiącej loteryjki. Ta książka komplikuje ten obraz. Co nie znaczy, że nie jest śmiesznie – jest, i to bardzo, bo przy niej rzeczywistość stawała się źródłem anegdot („To dla mnie zaszczyt wieźć taką osobliwość” – powiedział jej pewien taksówkarz). Bywało zabawnie, zwłaszcza wtedy, gdy spotykały się dwa tak różne temperamenty jak Szymborska i Miłosz. Ona w podróży zachwycała się sosnami, a Miłosz na to dobitnie i zasadniczo, że tylko dąb albo buk zasługują na miano drzew, a nie sosna. Widzimy w tej książce Szymborską, która była wszystkiego ciekawa: pociągały ją dziwne słoiczki w hipermarkecie, ale i dziwne zestawianie słów. W niepoważnych wierszykach była ciekawa, dokąd zaprowadzi ją język, miała temperament „purnonsensisty”, nie tylko w literaturze, ale i w życiu. A purnonsensista to, jak pisał Barańczak, „śmieszniejszy poeta metafizyczny”. Szymborska unikała rozmów na tematy poważne i osobiste. W tej książce widzimy ją w kilku momentach intymnych: na spotkaniu z upośledzonymi dziećmi, ale też umierającą, w szpitalu, w jej mieszkaniu. Paradoks polega na tym, że tego, co najintymniejsze, tu nie znajdziemy. A to dlatego, że dla niej rozmową intymną nie były zwierzenia, tylko wiersze. Książka o jej życiu przede wszystkim zbliża do jej poezji. I to jest piękne. Polecamy.

Moderator Barbara Przeździęk

P.S. Młodsze koleżanki z DKK uprzyjemniły nam spotkanie recytacją kilku wierszy Wisławy Szymborskiej. Dziękujemy.

szymborska2

Fundusze Europejskie dla rozwoju Lubuskiego.
Projekt współfinansowany przez Unię Europejską ze środków Europejskiego Funduszu Rozwoju Regionalnego w ramach Lubuskiego Regionalnego Programu Operacyjnego na lata 2007-2013.